Kilka miesięcy temu w mediach publicznych doszło do rewolucji kadrowej. Zmiany dotknęły nie tylko sekcję publicystyczną, lecz także formaty rozrywkowe, w tym "Pytanie na Śniadanie". W efekcie doszło do "twardego resetu", a dziś widzów wita o porankach już zupełnie inna ekipa. Byłe gwiazdy śniadaniowego pasma natomiast kolejno ujawniają, jak to wyglądało z ich perspektywy.
Robert Rozmus o zwolnieniu z "Pytania na Śniadanie". W tle nerwowa rozmowa
Jedną z par, które jeszcze w zeszłym roku widywaliśmy rano na antenie, byli także Robert Rozmus i Anna Popek. Teraz aktor udzielił obszernego wywiadu portalowi Plejada, w którym wrócił myślami właśnie do zwolnienia ze śniadaniówki TVP. Jak twierdzi, miał świadomość ewentualnych wątpliwości wokół jego decyzji, jednak nie żałował, że przyjął tę propozycję.
Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że paru kolegów po fachu może pomyśleć sobie, że się sprzedałem. Ale przecież ja tego zawodu nie wykonuję dla kolegów, tylko dla siebie - argumentuje. Przecież nie prowadziłem programu ani publicystycznego, ani informacyjnego. Nie wypowiedziałem na antenie żadnych słów, które byłby przekłamaniem rzeczywistości. Nikomu nie wmawiałem, że białe jest czarne, a czarne białe. Nie poruszałem żadnych tematów politycznych.
Jednocześnie wspomina dawną współprowadzącą jako "sprawną, zawsze przygotowaną i profesjonalną". Jak twierdzi, mają inne polityczne upodobania, ale nie przeszkadzało im to w pracy na ekranie. Nieco gorzej Rozmus wspomina natomiast to, jak podziękowano mu za współpracę po zmianach w TVP. Jak twierdzi, to on zadzwonił do Kingi Dobrzyńskiej, czyli nowej szefowej śniadaniówki i doszło między nimi do dość nerwowej wymiany zdań.
Szczerze mówiąc, wydarzyło się to w nie do końca elegancki sposób. Nikt mnie o niczym nie poinformował - wspomina. Po trzech tygodniach postanowiłem zadzwonić do nowej szefowej "Pytania na Śniadanie". Przedstawiłem się jej i zapytałem, co dalej z naszą współpracą. Na co usłyszałem, że, jak się pewnie domyślam, nie będzie ona kontynuowana. Pani próbowała wytłumaczyć mi, że skoro zdecydowałem się występować w TVP za poprzednich rządów, to powinienem się liczyć z konsekwencjami. Brzmiało to jak pouczanie i nie do końca mi się to podobało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co więcej, miał jej nawet zwrócić uwagę na nieodpowiedni ton. Przy okazji wbił jej szpilę, nawiązując najwyraźniej do pamiętnej "afery facebookowej", za którą Telewizja Polska potem zresztą przepraszała.
W pewnym momencie wypowiedzi tej pani przybrały taki ton, że postanowiłem zwrócić jej uwagę. A przecież to ja do niej dzwoniłem, a nie ona do mnie. Zakładam, że gdybym wtedy nie wykonał tego telefonu, do dziś nikt by się do mnie nie odezwał. Może przeczytałbym jedynie jakiś złośliwy komentarz na swój temat na Facebooku, jak inni prowadzący. Rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale uważam, że osobom, które przez lata tworzyły ten program, szacunek się należy.
Rozmus twierdzi też, że po rozwiązaniu współpracy otrzymał nawet propozycję z Telewizji Republika, jednak odmówił, bo "ta stacja jest mocno ukierunkowana politycznie w jedną stronę i praca w niej oznaczałaby opowiedzenie się za opcją, z którą nie chce być kojarzony". Zapytano go jeszcze o opinię na temat odświeżonej śniadaniówki, co komentuje następująco:
Zakładam, że to wszystko musiało się wydarzyć, żeby pokazać wszystkim, że w mediach publicznych coś się zmieniło. Wyłącznie z tego powodu konieczne było ostre cięcie. Niestety, nie wpłynęło to dobrze na oglądalność. Ale żadna w tym wina nowych prowadzących. Oni przyszli do tej pracy tak, jak ja kilka miesięcy temu. I świetnie dają sobie radę. Jednak wydaje mi się, że te zmiany można było przeprowadzić w inny sposób. Ale cóż...