O planach nakręcenia filmu o Annie Przybylskiej mówiło się od dobrych kilku lat. Na zrealizowanie dokumentu zdecydowała się w końcu Telewizja Polska, oczywiście za zgodą rodziny, która udostępniła reżyserom prywatne archiwa. W produkcji, która ukaże się na ekranach kin 7 października, swoimi wspomnieniami o gwieździe podzieliło się też kilku jej znajomych, w tym Cezary Pazura, Anna Dereszowska, Jan Englert czy Michał Żebrowski.
W związku ze zbliżającą się premierą "ANI" cała familia Bieniuków pochłonięta jest promocją obrazu. Cała gromadka została niedawno wypatrzona na jednej z trójmiejskich plaż, gdy brała udział w profesjonalnej sesji zdjęciowej. Na jej efekty nie trzeba było długo czekać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Numer "Vivy!" poświęcony Bieniukom ukaże się w kioskach lada dzień, tymczasem my już możemy podziwiać okładkę, na której zagościli Jarosław, Oliwia, Szymon i Jan, a także matka Krystyna Przybylska z siostrą Anny, Agnieszką Kuberą. Trzeba przyznać, że rodzinna fotografia przywodzi na myśl początek lat dwutysięcznych: zaczynając od stylizacji, przez nieco niezręczne pozy, po efekt "wklejenia".
Wywiad towarzyszący sesji naturalnie poświęcony został zmarłej aktorce. We fragmencie rozmowy udostępnionym w serwisie Viva.pl czytamy, że matka celebrytki do dziś nie uporała się ze stratą córki: Krystyna Przybylska wciąż jest na lekach i korzysta z pomocy psychologa. I mimo że proces powstawania filmu kosztował ją wiele emocji, babcia Oliwii cieszy się, że jej wnuki będą miały wyjątkową pamiątkę po matce.
Pokazali Anię śmiejącą się, nie żadną celebrytkę pozującą na ściankach - mówiła. Zwykła Ania, najzwyklejsza. Jej marzenia, dzieci, rodzina. Ona zawsze rodzinę stawiała na pierwszym miejscu. I ta jej pedanteria. Chciałam, żeby ten film pokazał miłość, rodzinę. Ja Jarka bardzo lubię. Jest otwarty, komunikatywny. Wersja robocza, którą oglądałam, to prawdziwy dokument. Tam nie ma smutku, choroby i płaczu. Jest moja Anka, którą nazywałam trzepaczką. Taka roześmiana, rozgadana. Ania z krwi i kości.
Krystyna przyznała, że była z córką do ostatniej chwili. Zdradziła też, że nigdy nie rozmawiały o śmierci. Wolały udawać, że choroby nie ma.
Nie brała już morfiny - wspomina. Tak na miesiąc przed odejściem jadła mnóstwo ciastek, a wcześniej ochrzaniała nas, gdy jedliśmy słodycze: "D...y wam od tego urosną. Sałatki jedzcie". Ale widocznie chciała sobie osłodzić tamte trudne chwile. Moja Ania, wszędzie było jej pełno. Powtarzałam jej, że Jasio idzie do przedszkola, Szymon do komunii, że życie biegnie swoim torem i żeby nie tracić nadziei. Wydawało się, że może wszystko będzie dobrze. Jedna przed drugą grała. Nigdy przy niej nie płakałam.