Dawid Woliński zyskał rozpoznawalność jako projektant i juror w programie "Top Model". Choć na co dzień odnajduje się w mediach jak ryba w wodzie, to o jego sytuacji osobistej wiadomo stosunkowo niewiele. Niektórzy mogą nie kojarzyć, że prywatnie jest ojcem dorosłej dziś córki, Oliwii, która również wykazuje zainteresowanie sztuką. Jak twierdził w rozmowie z portalem Jastrząb Post, talent odziedziczyła po nim.
Oliwia kocha garncarstwo. Formy, które tworzy, są bardzo nowoczesne. Mam kilka zdjęć prac, które robiła. Kocham ją za to, bo widzę, ile pasji i radości sprawia jej to zajęcie. Artystyczną iskierkę odziedziczyła po mnie - wspominał.
Czym zajmuje się ojciec Dawida Wolińskiego? Możecie kojarzyć jego wyroby
Na tym jednak nie koniec zaskakujących wieści o życiu rodzinnym Dawida. W przeszłości projektant pokazywał się w mediach społecznościowych nie tylko z siostrą, Karoliną, która ma koncie poważne sportowe sukcesy, ale także z rodzicami - Ewą i Ryszardem. Karolina Wolińska bywała gościem w "Dzień Dobry TVN", gdzie opowiadała o największej pasji.
Ja od dziecka uwielbiałam wodę, Dawid zresztą też. Natomiast śmiejemy się bardzo często, że on mi zabrał wszystkie walory estetyczne a ja jemu sportowe, więc ja dość mocno jestem tutaj zakorzeniona w sporcie, a on jak wiadomo w modzie - wspominała.
Przypomnijmy: Dawid Woliński ujawnił, ILE wydaje miesięcznie na ubrania. Kwota przyprawia o zawrót głowy
Co więcej, poza działalnością w sporcie Karolina jest też zaangażowana w rodzinny biznes i zajmuje się kontrolą jakości. Pełni tam funkcję wiceprezesa zarządu. Możecie bowiem nie wiedzieć, że ojciec Dawida i Karoliny, Ryszard, od lat prężnie działa w branży cukierniczej i sprawuje pieczę nad fabrykami słodyczy. Jego córka wspominała o tym właśnie podczas jednej z wizyt w śniadaniówce TVN-u.
Postanowiłam kontynuować tradycję rodzinną i pracuję w branży cukierniczej. Jakiś czas temu tata założył firmę, która dosyć mocno się rozwinęła, posiadamy teraz trzy fabryki. Dwie znajdują się we Włocławku, a jedna w Gdańsku. Tata, będąc we Włocławku, zarządza fabryką produkującą drażetki i karmelki, a ja zarządzam wraz ze znajomym fabryką w Gdańsku - mówiła Karolina latem 2014 roku.
Przed laty Dawid chwalił się na Instagramie wspólnymi selfie nie tylko z siostrą, ale także z rodzicami. Zrobili sobie wówczas rodzinne zdjęcie, oczywiście w windzie, bo m.in. z tego w tym czasie słynął. Internauci wskazywali, że jest bardzo podobny do mamy. Dostrzega to też sam Dawid, który ma z rodziną świetny kontakt. W 2019 roku w rozmowie z portalem Kobieta.pl mówił:
Pewnie zawsze byłem synusiem mamusi, a ona [Karolina - przyp.red.] raczej córeczką tatusia. I do tej pory tak jest. Karolina zawsze coś robi z tatą, siedzą w ogrodzie i bawią się dronem, podczas kiedy my z mamą idziemy na zakupy - wspominał, a o siostrze i jej pasji wspominał następująco: Ona była fanką każdego sportu. Pracowała jako instruktor narciarstwa w Austrii. Jeździ też na snowboardzie, paddleboardzie, skimboardzie, na każdym boardzie. Jest też instruktorką gry w tenisa. Rodzice specjalnie dla niej zbudowali obok domu kort.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dawid Woliński postawił na karierę projektanta. Miał wsparcie rodziców
Zakłady Przemysłu Cukierniczego "Bałtyk", bo o tym biznesie mowa, zajmują się produkcją całej gamy łakoci, które wielu z Was może kojarzyć. Sam Dawid wybrał dla siebie jednak inną drogę i związał karierę zawodową właśnie z modą. W 2018 roku w wywiadzie dla Plejady przyznał, że rodzice wspierali go w tej decyzji.
Pomysł na bycie projektantem wydawał mi się niestandardowy. Pamiętam, że zacząłem wtedy oglądać relacje z pokazów mody, które pokazywane były pod koniec "Teleexpressu". Za każdym razem towarzyszyła im piosenka Fancy'ego "Flames of Love". Potem wybrałem prywatne liceum plastyczne, które było sporą ekstrawagancją, bo nauka w nim kosztowała miesięcznie około tysiąc złotych. Dla moich rodziców to było bardzo dużo, ale chcieli, żebym tam chodził. Wydawało mi się, że w zwykłej szkole się nie odnajdę. Czułem się już artystą. Moi rówieśnicy mieli kartkówki, a my jeździliśmy na plener nad Wisłę. Byliśmy miejscową bohemą.
W tej samej rozmowie Woliński wspomniał też o swoich początkach.
Mój pierwszy pokaz, oczywiście nie licząc tych na uczelni, był charytatywny. Przyjechałem z Włocławka do Warszawy w aurze splendoru. Moi rodzice prowadzili już wtedy dużą firmę. Przeprowadzka do Warszawy nie była ani łatwa, ani tania. Pewnego dnia poszedłem do nocnego sklepu na zakupy i tam zobaczył mnie Robert Kupisz, z którym się jeszcze nie znaliśmy. Miałem na sobie skórzaną kurtkę ze sztucznym futrem i białe, podarte jeansy. Robert do dzisiaj wspomina, że wszedł do tego marketu, w którym wszyscy byli szaro-burzy i nagle zobaczył jakieś zjawisko w futrze ze zjaraną skórą. Tak mnie zapamiętał.