Program Rolnik szuka żony niezmiennie cieszy się sporym zainteresowaniem widzów. Kilka dni temu mogliśmy oglądać finał już 7. (!) edycji show TVP, w którym nieustraszeni uczestnicy szukają miłości życia pod skrzydłami Marty Manowskiej. Dla wielu był to dopiero początek kariery w mediach, co widzimy po losach rodzin Borysewiczów i Bardowskich.
Małgorzata i Paweł Borysewicze oraz Anna i Grzegorz Bardowscy uchodzą za najbardziej rozpoznawalne pary programu. Nic zatem dziwnego, że przy okazji ogłoszenia castingów do nowej edycji Rolnik szuka żony stacja zaprosiła ich do Pytania na śniadanie, gdzie rozprawiali o swoich doświadczeniach z poszukiwaniem drugiej połówki przed kamerami.
Prowadzący zaczęli rozmowę od dyskusji na temat świąt i tego, czy powstałe w programie pary czują już ich magię. Małgorzata Borysewicz stwierdziła, że w tym roku ich rodzina ubrała choinkę wcześniej, aby dłużej cieszyć się tym wyjątkowym czasem. Bardowscy z kolei jeszcze nie wczuli się w ten klimat i podobno już czują presję, aby wszystko było idealne.
Jeszcze nie czujemy, że nadchodzą święta, ale w przyszłym tygodniu będziemy się już przygotowywać. Nastroje są dość napięte. Trzeba dopiąć wszystko na ostatni guzik - dywagowali.
Później temat błyskawicznie zszedł na dzieci. Grzegorz Bardowski przyznał, że bardzo cieszy go fakt, że ponownie został ojcem. Jak słusznie zauważono, obie pary doczekały się dotąd syna i córki, co sami uczestnicy obwołali "tradycją".
Tak, mamy dwójkę dzieci, mamy synka i córeczkę. Może to już taka tradycja "Rolnika"? Może to nasi mężowie mają jakiś sekret - zastanawiała się Małgosia.
Bardziej nastawiałem się na drugiego syna, ale teraz mi przeszło. Córka to jest coś najlepszego na świecie - mówił z kolei z wyrozumiałością Bardowski.
Głównym punktem rozmowy były jednak ich doświadczenia z programem. Jak nie zapomniano wspomnieć, trwają już castingi do kolejnej edycji show, co miałoby być szansą dla kolejnych rolników na znalezienie miłości życia. Sami zainteresowani czas w programie ocenili jednak dość skrajnie.
To był ogromny stres i bardzo się cieszyłam, jak kamery już pojechały i mieliśmy spokój - wypaliła Anna Bardowska.
Program sam w sobie piękna sprawa, ale dopiero poza kamerą zaczyna się prawdziwe życie i szczęście, które może się rozwijać. (...) Nie ma się czego bać, a ja mam taką radę, żeby uczestnicy z góry powiedzieli o swoich preferencjach, żeby to nie było naciągane. To jest fajne, że można na początku powiedzieć, z kim chciałoby się być. Zgłaszają się osoby w różnych ramach wiekowych, więc można się dopasować - wtórował jej Grzegorz.
Co ciekawe, podobne zdanie na temat czasu w programie mieli Borysewicze.
Nie żałujemy udziału w programie. Potwierdzam słowa Grześka - tylko kamery odjechały i od razu było lepiej - mówił Paweł.
Pod okiem kamer było stresująco, ale zależało nam na sobie. Teraz się z tego trochę śmiejemy, ale wtedy nie było nam do śmiechu. (...) Mam taką radę dla kobiet - jeżeli macie szczere intencje, to radzę, żeby się zgłosić, żeby być szczerym i powiedzieć wprost, jakie mamy oczekiwania od drugiej osoby. Jak są uczucia, to można te zasady lekko naciągnąć, ale warto. Nasze małżeństwo i dzieci pokazują, że wtedy otwiera się droga do szczęścia - opowiadała Małgosia.
Rolnik dał nam ładny prezent. Dwa lata stażu małżeńskiego, dwójka dzieci - postanowił kropkę jej mąż.
Myślicie, że zachęcili potencjalnych kandydatów?