Nie cichną plotki wokół "zniknięcia" Kate Middleton. Oficjalnie wiadomo, że w styczniu księżna przeszła operację jamy brzusznej i obecnie dochodzi do siebie. Zdaniem Brytyjczyków, dwa miesiące to jednak zbyt długi czas rekonwalescencji. Milczenie Pałacu Buckingham i aktywność Kate na Instagramie tylko pogarsza sprawę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rose Hanbury przerwała milczenie
W sieci roi się najdziwniejszych teorii sugerujących, co dzieje się z księżną Kate. Jedna z nich mówi, że w sprawę może być zaangażowana domniemana kochanka księcia Williama. Mowa oczywiście o Rose Hanbury.
Fałszywe doniesienia o romansie Lady Rose z księciem Walii pojawiły się w mediach w 2019 roku. Wówczas Pałac Kensington nie odniósł się do nich. Co prawda plotki ucichły, ale co jakiś czas wracają do obiegu - tak jak teraz. Jako że Brytyjczycy uwielbiają Middleton, hejt wylewa się w tym przypadku na Lady Rose.
W wywiadzie dla "Us Weekly" ekspert królewski Nick Mullen wyjawił, co Hanbury myśli o negatywnych reakcjach, z jakimi spotyka się od kilku tygodni.
Znam ludzi, którzy bardzo dobrze znają markizę Cholmondeley i ona zdecydowanie nie miała romansu z księciem Walii. Nawet kiedy te plotki pojawiły się kilka lat temu, była wtedy nimi bardzo zmartwiona. Teraz nadal bardzo ją denerwują - przyznał.
Prawda o "romansie" Williama
Mullen dodał też, że wdawanie się w pozamałżeńskie relacje nie leży w psychice Williama. Książę za dobrze poznał "szkody, jakie mogą wyrządzić romanse" już w dzieciństwie na przykładzie swoich rodziców.
Lady Rose raz jeszcze odniosła się do bezpodstawnych pogłosek o romansie za pośrednictwem swojego prawnika.
Plotki są całkowicie fałszywe - przekazał na łamach "Business Insider".
Jednak szkody już zostały wyrządzone. Spekulacje na temat romansu stały się tak popularne, że powielają je nie tylko internauci, ale też komicy, np. gospodarz wieczornego talk-show Stephen Colbert. Cóż, pewnie całe zamieszanie zakończyłby powrót Kate do życia publicznego, ale na to jednak, przynajmniej na razie, się nie zanosi.
