Zdjęcia zbombardowanego szpitala położniczego w Mariupolu obiegły w środę cały świat. Widok ratowników transportujących oczekujące porodu ranne matki był jak do tej pory najbardziej dobitnym dowodem absolutnego zezwierzęcenia rosyjskiej armii, która coraz częściej atakuje obiekty cywilne w Ukrainie.
Największe wrażenie na internautach zrobiła fotografia kobiety w zaawansowanej ciąży, która z krwawymi ranami na twarzy próbuje się wydostać ze zrujnowanej klatki schodowej. Prędko zidentyfikowano ją jako Mariannę Podgurskayę, ukraińską influencerkę, która jeszcze pod koniec lutego pokazywała w sieci, jak przygotowuje się na powitanie swojego dziecka na świecie.
Fakt, że Marianna uchodziła wcześniej za internetową celebrytkę, stał się niestety przyczynkiem dla okrutnych kłamstw. Rosyjska propaganda uchwyciła się tej informacji, próbując przekonać publikę, że zdjęcia z Mariupola zostały upozorowane. Nawet dyplomaci pracujący w rosyjskiej ambasadzie w Wielkiej Brytanii twierdzili w oficjalnych wpisach na Twitterze, że kobieta była opłaconą aktorką.
Na podparcie okrutnej tezy podawano, że influencerka na pewno nie rodziłaby w publicznym szpitalu. Administratorzy Twittera zareagowali na oszczerstwa, usuwając ostatecznie wpisy putinowskich popleczników.
Historia Marianny wyjątkowo poruszyła internetową społeczność, która zdecydowanie sprzeciwiła się kłamstwom propagandzistów.
Ta kobieta mało co nie zginęła, ponieważ Rosjanie zbombardowali szpital położniczy w Mariupolu. Dziś jest nękana przez Rosjan na Instagramie. Twierdzą oni, że zdjęcia ze szpitala są podrobione, ponieważ dziewczyna jest modelką, więc na pewno nie jest w ciąży. Brak słów - napisała jedna z użytkowniczek Twittera.