Trzeba przyznać, że w ciągu dwóch miesięcy życie Julii "Maffashion" Kuczyńskiej wywróciło się do góry nogami. Od kiedy blogerka przeszła na przymusową kwarantannę, codziennie raczy fanów masą nagrań na InstaStory, dzieląc się swoimi przemyśleniami, a także zachęcając do kupna różnej maści kosmetyków oraz ubrań autorskiej marki. Co ciekawe, narzeczona Sebastiana Fabijańskiego niezbyt chętnie wypowiada się na temat ciąży, wciąż bawiąc się z mediami w kotka i myszkę, oficjalnie nie potwierdzając swojego błogosławionego stanu.
Nuda wywołana siedzeniem w czterech ścianach skłoniła celebrytkę do podzielenia się z internautami historią sprzed trzech lat, która wydarzyła się na 70. Festiwalu Filmowym w Cannes. Znana fashionistka poleciała wtedy do Francji w towarzystwie swojej makijażystki, Gabrysi, prezentując się na dywanie w kwiecistej kreacji, która zapewniła Kuczyńskiej wiele pochwalnych publikacji.
Okazuje się, że - mimo wcześniejszych zapewnień organizatorów - celebrytka i jej towarzyszka musiały przygotować się na czerwony dywan same. Julka ze szczegółami opowiedziała o swoim "dramacie" na Instagramie.
Mieliśmy wszyscy zagwarantowane makijaże i fryzury w Cannes, profesjonalne podkreślam - zaczęła swój wywód. Sukienka pojawiła się godzinę przed, była dobrze skrócona i zwężona. Make up był umówiony na ustaloną godzinę. Najpierw przyszli 1,5 h za wcześnie. My byłyśmy prosto spod prysznica, więc poprosiłyśmy, żeby wrócili później. Owszem, wróciły, ale dwie inne osoby. Najpierw została zrobiona Gabrysia, włosy jej zrobili ładnie. Następnie przyszła kolej na makijaż. Używanie w jej przypadku opalonych kolorów nie mogło się udać. Ona się bała, więc ja zareagowałam i zapytałam, czy te kolory nie są za mocne. Pani powiedziała, że tam będą tak mocne światła, że będzie wyglądała na pięknie opaloną. (...) W trakcie powiedziałyśmy im jednak, że już jest super i możemy kończyć. Pani wyszła. (...) Przyszedł kolejny "mejkapista". No i zaczęto mnie malować. Wkleję wam wideo, jak wtedy wyglądałam.
Maffashion udostępniła nagranie, na którym z wyjątkowo mocnym makijażem oczu i ze łzami w oczach mówi do telefonu:
Aż spojrzałam teraz i nie wiem, co ja mam powiedzieć. Gabi już swój make up zmyła i poprawiła, a ja wyglądam w ten oto sposób. Przerwałam go w trakcie, bo... bo.
W dalszej części relacji wyraźnie rozbawiona blogerka dokończyła mrożącą krew w żyłach historię, wyjawiając z dumą, że za ostateczny efekt, który mogliśmy podziwiać na czerwonym dywanie, była odpowiedzialna ona sama.
Więc zapłakana Gabrysia zmyła makijaż i się pomalowała. A ja musiałam kulturalnie powiedzieć, że jest super i w ciągu 20 minut musiałam poprawić całą twarz i włosy. Pomalowałyśmy się obie na nowo. Pod zdjęciem możecie ocenić, jak wam się podoba, a mało brakowało, żeby osoba z tamtego wideo weszła na czerwony dywan. To wygląda jak jakiś dowcip - zakończyła.
Faktycznie było aż tak źle?