Pandemia koronawirusa uderzyła mocno w wiele branż. Na wprowadzanych obostrzeniach ucierpieli mocno artyści i ludzie sceny, którym niemal z dnia na dzień odebrano możliwość koncertowania i spotykania się z publicznością. Na skutki pandemii szczególnie narzekali muzycy. Kilkanaście dni temu ich grupa protestowała na Placu Zamkowym w Warszawie, domagając się wsparcia lub złagodzenia rygorystycznych przepisów.
Minister kultury podjął więc decyzję o przyznaniu artystom dotacji, które zredukowałyby lub zminimalizowały ich straty finansowe. Szlachetny u źródeł pomysł na etapie realizacji okazał się być bublem, który wywołał ogromne poruszenie w mediach - nie tylko społecznościowych.
Wczoraj rozeszły się informacje na temat wyników programu wsparcia ludzi kultury przez rząd. Jak to w Polsce program był skonstruowany w sposób skrajnie niesprawiedliwy i zgodnie z podstawowym hasłem naszych elit czyli "***** biedę" - pisał na swoim Facebooku Jan Śpiewak. - Bracia Golec dostali blisko dwa miliony złotych, Beata Kozidrak 750 tysięcy, konferansjer weselny Tomasz Rychlik 400 tysięcy, Bajer Full 500 tysięcy, Kamil Bednarek 500 tysięcy, jego menadżer z jednoosobową działalnością 665 tysięcy. Środki dostało również wiele innych instytucji i zespołów, którym pieniądze należą się jak psu zupa - dodał aktywista.
Program ministerialny był skonstruowany wedle rażąco niesprawiedliwych zasad. Przewidywał on, że niezależnie od przychodów będzie rekompensował 50% strat, a właściwie nie zrealizowanych zysków. Żeby móc aplikować o środki, trzeba było jednak prowadzić firmę albo mieć stowarzyszenie. Czyli wszyscy artyści, którzy utrzymywali się na umowach o dzieło albo zlecenie nie mogli dostać nic. Nie wiemy też nic o tym, czy pieniądze, które trafiły do potentatów muzycznych, którzy grają kilkadziesiąt koncertów rocznie, trafią później do ich współpracowników. W programie nie ma żadnych gwarancji na to, że te środki trafią do podwykonawców, członków orkiestr, techników, którzy byli zatrudniani projektowo - zauważył Śpiewak.
Niektórzy wywołani do tablicy artyści bronili pomysłu dotacji - na tym polu zabłysnął szczególnie Kamil Bednarek, Inni, jak Krystyna Janda, ponarzekali jeszcze na fakt, że dostali za mało. Kazik Staszewski stwierdził natomiast, że nie ubiegał się o dotacje, bo, mimo niełatwej sytuacji swego zespołu, nie chce pieniędzy, które należą się bardziej potrzebującym i pochodzą z kieszeni podatników.
Medialna burza kazała ministrowi jeszcze raz przemyśleć pomysł rozdawania dotacji. W niedzielne popołudnie nagabywany przez dziennikarzy minister ogłosił, że wstrzymuje projekt do czasu jego aktualizacji.
Chwilę potem w mediach społecznościowych pojawiły się pierwsze komentarze rozczarowanych artystów. Katarzyna Cerekwicka zareagowała, pisząc o utracie pracy przez kiladziesiąt osób.
Mogą już państwo odetchnąć z ulgą - napisała z przekąsem Cerekwicka. - W swoim projekcie zakładałam udział 68 osób. Byłoby to 68 miejsc pracy.Kosztorys nie obejmował mojego wynagrodzenia.Tyle osób dostałoby prace w grudniu, i już nie dostanie - dodała piosenkarka.
Internauci zaczęli więc dopytywać Cerekwicką, jak wyjaśni fakt, że w jej planach było zatrudnienie 68 osób.
Planowałaś zrobić jakieś duże wydarzenie muzyczne, że aż tyle osób Ci wyszło? Przecież zazwyczaj osób z Twojej ekipy jest dużo, dużo mniej bo kilkanaście osób - dopytywała fanka.
Cerekwicka odpowiedziała:
Proszę zobaczyć dwa filmy backstage choćby z ostatniego mojego teledysku lub sesji zdjęciowej. Policzyć sobie, ile przy takiej produkcji pracuje osób. Tak, to były trzy projekty. Moja działalność to nie tylko koncerty, ale także tworzenie płyt, koncertów, teledysków i innych wydarzeń. Rocznie zatrudniam kilkaset osób - napisała.
Część komentujących poparła wokalistkę.
"Jestem zdruzgotana. Cala burza, która się rozpętała, zupełnie bezpodstawnie pozbawia pomocy ludzi, którzy od marca najbardziej na nią czekają", "To jest takie polskie. Skoro ja nie dostałem to po co ktoś ma dostać. I wydaje się, że chyba najgłośniej szczekali ci, którzy w ogóle się o wsparcie nie ubiegali" - piszą internauci.
Sporo osób ma jednak wątpliwości co do klucza, według którego resort zarządzany przez Glińskiego przyznawał pieniądze.
"Osobiście jestem w szoku że cenniejsza okazuje się kultura niska disco polo i spryt niektórych osób. Nie powinno to rodzić pytań i wątpliwości?" - pytają internauci.
Myślicie, że artyści doczekają się rozsądnego planu ratowania ich branży w kryzysie?