Małgorzata Rozenek i Radosław Majdan kilka miesięcy temu doczekali się pierwszego wspólnego potomka. Zaraz po tym, gdy malec już przyszedł na świat, miał miejsce także jego debiut na Instagramie pod okiem znanych rodziców. Para szybko straciła głowę dla małego Henryka, a wraz z nimi dziesiątki tysięcy internautów, którzy każdego dnia śledzą jego losy na ich profilach.
Choć nikt chyba nie miał wątpliwości, że Małgorzata Rozenek i Radosław Majdan nie mają zamiaru zachować młodości pociechy tylko dla siebie, to od tygodni sypią się na nich gromy. Swojego oburzenia nie kryła m.in. Ilona Łepkowska, która oskarżyła Majdanów o robienie z małego Henryka "słupa reklamowego", a to dopiero początek listy osób, które poczuły się w obowiązku pouczyć celebrytkę, jak ma postępować z własnym dzieckiem.
Małgosia oczywiście za każdym razem odnosi się do negatywnych uwag pod swoim adresem, jednak wyraźnie widać, że obrona przed ciągłą krytyką powoli daje jej się we znaki. Tym razem gwiazda wzięła na celownik wpis jednej z feministek, która była oburzona zdjęciem Rozenek z płaczącym Heniem. Wspaniałomyślna celebrytka zapoznała się z krytycznym wpisem aktywistki i postanowiła jej odpowiedzieć.
Oznaczyła mnie pani, więc przeczytałam. Był to stracony czas, bo argumenty w tym wpisie użyte są po pierwsze nieprawdziwe. Po drugie tak ograniczone, że ciężko nawet się do nich odnieść. Podam przykład: Gdyby nie można było pokazywać żadnej z tych rzeczy, to istnienie np. reportażu byłoby zagrożone. Życie jest różne, ludzie są różni i dobrze. Ja nie muszę się zgadzać z panią, a pani ma prawo realizować swoje macierzyństwo na swój sposób. Ma Pani dzieci? I jeszcze jedno na koniec: skąd w Pani taka obsesja na punkcie pieniędzy? Naprawdę nie wszystko robi się z myślą o nich. Martwi mnie tylko, że pani jako zdeklarowana feministka nie dostrzega w tym zdjęciu misji odczarowywania instagramowego macierzyństwa. Pokazania go prawdziwiej, normalniej. Normalnie dzieci płaczą, dzieci celebrytek też, ️cóż złego w pokazaniu tego? Ja wiem, że nic - napisała Małgosia.
Co ciekawe, celebrytka bardzo szybko doczekała się odpowiedzi na swój komentarz.
Bardzo dziękuję, że staje pani (zastosuję się do zaproponowanej formy grzecznościowej) przed nami, to duża odwaga. Proszę nie złościć się na mnie - mówię w interesie pani syna, więc jest nas dwie. Subtelności. W tym słowie jest siła i ryzyko dotyczące tego tematu. Pani jest osobną osobą, on osobną. Pani może ze swoim wizerunkiem na swoim koncie robić, co pani chce. Fajnie, że chce Pani odczarowywać mit słodkiego macierzyństwa. Jest wiele obrazków do tego pomocnych, których może pani użyć. (...) Mówię o pieniądzach, gdyż społeczna odpowiedzialność celebrytów wymaga patrzenia na ręce kontom, które zarabiają, po to, by im się oczko nie odkleiło. W przypadku in vitro świetnie pani wykorzystała i powiększyła zasięg. W przypadku napędzania go tym zdjęciem - zrobiła pani błąd i powinna pani skasować je oraz odrobić lekcję. Powtarzam: subtelna granica została przekroczona - czytamy.
Małgosia też momentalnie odbiła piłeczkę i wygląda na to, że doszły w pewnym sensie do porozumienia.
Myślę, że obie mamy podobne cele w życiu tylko osiągane różnymi sposobami. Cieszę się, że mogłam podyskutować z kimś spoza mojego zwyczajowego kręgu znajomych. Takie konfrontowanie różnych punktów widzenia zawsze jest rozwojowe. Dziękuję. Teraz niestety muszę uciekać na plan, ale serdecznie pozdrawiam i panią i pani obserwujące i obserwujących. Siła jest kobietą, mądrość i życzliwość również - skwitowała.
Warto wspomnieć, że punktem wyjścia tej dyskusji był post Maliny Błańskiej właśnie na temat zdjęcia Małgosi z płaczącym synem u boku. Feministka zarzuciła jej między innymi "gwałcenie praw dzieci do intymności".
Gwałcenie praw dzieci do intymności jest powszechne w dzisiejszych czasach. Rodzice często zapominają o tym, że mały człowiek to też człowiek, a ICH dziecko oznacza, że mają je przez prawo powierzone do opieki, nie do używania do swoich interesów - grzmiała.
Wybroniła się?