Marta Linkiewicz zyskała popularność dzięki uprawianiu przygodnego seksu z raperami i upijaniu się do nieprzytomności na swoim Snapchacie, a później InstaStories. Ostatnio złote czasy melanżu zamieniła na złote trofea na Fame MMA. Jednak po tym, jak stała fajterką i "fitnesiarą", treści, które wrzucała na Instagram, zaczęły być bliźniaczo podobne do tego, co widzimy u tysięcy innych instagramowych pasjonatek ćwiczeń.
Fani Linki, spragnieni patologii i kontrowersji, a nie kolejnych fotek cateringu dietetycznego, zaczęli jej ostatnio zwracać uwagę, że jest zwyczajnie nudna! Marta początkowo odżegnywała się od tych zarzutów mówiąc (cytujemy) "RYYJ K-RWA", ale później najwyraźniej przejęła się stopniowym odpływem followersów i zafundowała nam akcje godną "starej Linki".
Patoinfluencerka wybrała się wraz z koleżanką, Anią Burek, na seans "365 dni". Po uwiecznieniu sceny seksu oralnego w filmie na instagramowym "boomerangu", rozochocona Martusia "poszła w ślinę" ze swoją BFF. Następnie przyjaciółki udały się do sex shopu, gdzie zakupiły poppersa (najmocniejszego) i później wciągały go przed wizytą w salonie masażu.
Czujemy, że nagminne używanie przez Linki emoji psa pudelka to puszczanie oczka do nas. Relacjonujemy więc wybryki zdeterminowanej patoinfluencerki, starając się ukryć przy tym znużenie.
Martusia, stać cię na więcej...