Życie Barbary Kurdej-Szatan, której rozpoznawalność przyniosły występy w reklamach popularnej telefonii komórkowej, od lat cieszy się olbrzymim zainteresowaniem ze strony mediów. Rzecz jasna tabloidy nie interesują się jedynie sprawami zawodowymi celebrytki, ale i jej życiem prywatnym, którym zarówno Basia, jak i jej mąż, Rafał Szatan chętnie dzielą się za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Niewielu wie, że z show biznesem poniekąd związana jest także siostra aktorki. Katarzyna Kurdej-Mania tak, jak młodsza o pięć lat "Blondynka z reklamy", jest aktorką. Choć kobieta, co prawda, nie cieszy się takim zainteresowaniem, jak Basia, również działa w sieci, gdzie relacjonuje swoją codzienność.
Jakiś czas temu na instagramowym profilu starszej "Kurdejki", gdzie obserwuje ją niewiele ponad sześć tysięcy internautów, pojawiło się osobliwe nagranie, za pomocą którego Katarzyna postanowiła dać upust swojemu niezadowoleniu.
Oto ja! Uwaga! Treści niecenzuralne... - słusznie uprzedza w opisie pod filmem.
Jezus, Maria, dziewczyny! Czy wy kurde rozumiecie, że ja dopiero teraz wracam? Spędziłam ponad godzinę w R*V E**o A*D! [nazwa sklepu do wiadomości Redakcji] Ku*wa, ku*wa! To się w głowie nie mieści! - zaczyna rozgniewana aktorka i kontynuuje, nadając zza kierownicy samochodu:
Kupiłam Bronusiowi miesiąc temu, ku*wa, zegarek, taki, żebym mogła wiedzieć, gdzie on jest. Uruchamiamy go, ku*wa, nie czyta karty SIM. Nie działa. Zawożę ku*wa do tego E**o A*D. Mówią, że do serwisu, no dobra, pojechał do serwisu. Z serwisu dostaję odpowiedź po trzech tygodniach, że on działa, że czyta kartę SIM i oni po prostu odsyłają taki, jak był - opowiada rozemocjonowana.
(...) Przychodzi ten sprzęt. Przychodzę tam, a tam zawsze do reklamacji kolejka! Cztery osoby przy reklamacji, to oznacza, że to będzie trwało godzinę! - relacjonuje starannie traumatyczną wyprawę do sieciówki z elektroniką oraz dialogi z obsługą sklepu:
Jedna babka reklamacje przyjmuje, pięć siedzi przy kasach i nie robią ku*wa nic! I mówię: "Czy mogą nas panie obsłużyć?", a one: "Nie, reklamacje mogą jedynie panie z uprawnieniami". A ja: "Acha, a może jakieś krzesełka? Przecież my tu stoimy już z pół godziny. I gdzieś tam pokazuje, że są krzesełka. Ku*wa! Dziesięć metrów dalej! I krzyczę do niej na cały sklep: "Ale tu starsi ludzie stoją, co to jest za chamstwo! Jak Wam nie wstyd!" - słyszymy na nagraniu.
No i doczekałam się w końcu do tej pani. Dla niej byłam miła, bo to ku*wa nie jej wina, że po*ebany sklep - zaznacza wyrozumiała Kasia. I mówię, że nie odbiorę tego zegarka, dopóki tutaj nie sprawdzimy, czy karta SIM działa. Pani będzie świadkiem. Wkładam kartę SIM - w ogóle nie można włączyć zegarka. Nienaładowany. Ładujemy go, nic się nie ładuje, nie da się włączyć. To ja mówię, że żądam natychmiastowego zwrotu pieniędzy! A ona: "Ja nie mogę tutaj dać tak z kasy pieniędzy, musi pani napisać drugą reklamację". Ja mówię: "Pani, chyba zwariowała, ja nie chcę tego sprzętu, to jest dziadostwo!". I ja na jakiejś zwykłej kartce papieru musiałam napisać jakieś pismo, w którym na końcu napisałam, że to jest dziadostwo i żądam natychmiastowego zwrotu pieniędzy - opowiada i grozi na zakończenie:
300 złotych! Jak mi nie zwrócą, to przysięgam, że podpalę ten sklep, ku*wa! Także taka historia. Mówię Wam, oszustwo, dziadostwo. No nie wiadomo, co począć. Tak się zdenerwowałam...
Katarzyna w tych trudnych chwilach mogła liczyć na wsparcie młodszej siostry. Barbara postanowiła być solidarna i pod wpisem Kasi podzieliła się podobną historią:
Siostro! To jest monodram! A tak btw., tak samo się zachowywałam parę dni przed porodem, czekając przed drzwiami szpitala, kiedy nikt nie wychodził, aby otworzyć (bo teraz podczas pandemii samemu wejść nie wolno) i nie było krzesełek pod drzwiami dla biednych, obolałych ciężarnych! Szału dostałam! - czytamy.
Fajnie, że się wspierają?