Program "Królowa Przetrwania" postawił sobie za punkt honoru nie tylko podtrzymywać puls rodzimej branży rozrywkowej i błogosławić dziennikarzy gorącymi materiałami z planu, ale i regularnie podnosić ciśnienie internautom. Wysłanie do dżungli najbardziej irytujących i pretensjonalnych celebrytek to prawdziwa Liga Mistrzów, tyle, że w wersji osiedlowej. Kilka tygodni temu jedna z jej uczestniczek, Marianna Schreiber, postanowiła rozdmuchać skandal z rzekomą zdradą w tle i rzuciła na pożarcie widzom Agnieszkę Kaczorowską. Tancerka konsekwentnie milczy, ale prześladują ją demony przeszłości w postaci setek nagranych na potrzeby "Królowej Przetrwania", które co tydzień ubarwiają kolejne odcinki show. W ostatniej odsłonie programu producenci zafundowali nam fragment rozmowy Agnieszki, która żali się koleżankom, że nie potrafi patrzeć na swojego męża jak na mężczyznę, gdy ten "przybiera postać ofiary". Zdradziła również, że myślała już o zakończeniu małżeństwa i podkreśliła ciężar utrzymywania rodziny spoczywający na jej plecach. Wyobrażamy sobie, że obecni na planie producenci aż podskoczyli z radości słysząc jej słowa, bo takie wyznania robią oglądalność. Ciekawi nas też reakcja dźwiękowca…
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ta sama Kaczorowska żaliła się niejednokrotnie na media i tabloidy, które w jej mniemaniu miały kreować wizerunek nieprzystający do rzeczywistości. To łatwy skrót, na który decyduje się wiele celebrytek, bo pozwala na uporządkowanie narracji: to, co o mnie piszą, to nieprawda. W tym miejscu warto byłoby zatem zadać sobie pytanie, jaki obraz Kaczorowskiej wyłania się z tego, co sama podsuwa odbiorcom na Instagramie i w "Królowej Przetrwania"? Sądząc po reakcjach internautów, nie najlepszy… Przyjmując propozycję udziału w tego typu programach, należy podjąć prostą decyzję - czy chce się tam jechać tylko dla zarobku, czy przy okazji sprawdzić się jako wynajęta przez producentów atrakcja i dać im to, czego oczekują, nawet kosztem własnej prywatności. Rachunek jest prosty, bo rozprawianie o problemach w związku przed setkami tysięcy widzów jeszcze nikomu nie wyszło na dobre i wygrywa na tym tylko stacja emitująca te fantastyczne formaty. Dla Agnieszki zaś, niezależnie od wysokości przelewu, program okazał się strzałem w kolano. Być może za to zadzwoni do niej niebawem z propozycją reklamy Vizir, bo choć plam na swoim wizerunku już tak łatwo się nie pozbędzie, to jeśli chodzi o publiczne pranie brudów, powoli dogania najlepszych, Obawiamy się tylko, że bielsze nie będzie.
Jeśli mielibyśmy wybrać nagłówek, który najtrafniej podsumowuje absurdy polskiego show-biznesu, to zagłosowalibyśmy na swój własny: "Rozprawa rozwodowa Joanny Opozdy i Antoniego Królikowskiego. Aktorzy nie przyszli, zeznawał Liroy, drzwi pilnowała policja". Przypomnijmy, że od rozstania pary minęły już trzy lata, ale końca tego frapującego serialu nie widać. Pomimo zeznań świadków, i tym razem nie zapadł wyrok, więc Opozda i Królikowski w świetle prawa nadal są małżeństwem. I to takim typowym, polskim małżeństwem: kłótnie, awantury, ciąganie się po sądach, alimenty… Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że ich rozstanie to w zasadzie jedyna rzecz, co do której się zgadzają, a pomimo tego doprowadzenie do niego przed sądem urosło do rangi jakiejś niezwykle skomplikowanej sprawy. Bo rozstać się to jedno, ale tutaj jeszcze musimy mieć na papierze, kto był temu winny. Obie strony postawiły sobie najwyraźniej za punkt honoru, aby przypadkiem nie wskazać palcem na siebie. Podziwiamy upór i kondycję, bo my tylko obserwujemy, a i tak jesteśmy strasznie zmęczeni.
Oznak zmęczenia nie wykazują też Blake Lively i Justin Baldoni, dla których sądowa batalia dopiero się zaczyna. Obie strony złożyły już swoje opiewające na kilkaset stron pozwy. Treść pozwu Baldoniego znaliśmy od kilku tygodni, a na minutę przed sądowym deadlinem nową wersję swojego złożyła Lively. Aktorka - w przeciwieństwie do swojego przeciwnika - postanowiła poczekać z prezentowaniem dowodów do rozpoczęcia procesu, bo pomimo spekulacji mediów, nie zrzuciła żadnej "bomby", która przeciągnęłaby opinię publiczną na jej stronę. Zainteresowanie wzbudziła jedynie deklaracja Lively, że Baldoni sprawił, że dwie inne osoby na planie "It Ends With Us" poczuły się niekomfortowo przez jego zachowanie i są gotowe zeznawać. Choć nie ujawniono ich nazwisk, internauci domyślają się, że chodzi o aktorki Jenny Slate i Isabela Ferrer. Zwracają jednak uwagę, że Ferrer wysłała Baldoniemu obszerną wiadomość po zakończeniu zdjęć do filmu, w której podziękowała mu za wspólną pracę i zadbanie o to, że czuła się podczas niej bezpiecznie. Dlaczego więc tak nagle miałaby zmienić front? Coś w tej historii się nie klei…
Tymczasem mąż Lively, Ryan Reynolds, postanowił wziąć na siebie przykry obowiązek odbudowania nadszarpanego skandalem wizerunku. Aktor dwoi się i troi, by udowodnić, że pomimo afery, są z małżonką w show-biznesowych kręgach nadal uwielbiani i popularni. Była już ustawka z paparazzi, podczas której podpisywał autografy podstawionym "fanom", gościnny występ w "The Voice" i w końcu paradowanie na czerwonym dywanie z okazji 50-lecia Saturday Night Live. Uzbrojeni w sztuczne uśmiechy Blake i Ryan pozowali dzielnie fotoreporterom, a za kulisami przytulali każdego napotkanego celebrytę, oczywiście pod czujnym okiem kamer. Nie obyło się bez kontrowersji - w trakcie show Ryan wziął udział w krótkim skeczu, w którym prowadzące zapytały go, jak się miewa. "Dobrze! A co, słyszałyście coś?!" - odpowiedział, nawiązując do medialnego zgiełku wokół konfliktu z Baldonim.
"Czy mężczyzna, którego żona twierdzi, że była molestowana, żartowałby z czegoś tak traumatycznego na oczach milionów?" - pytali telewidzowie. Jedna z osób pracujących przy SNL zdradziła, że to Reynolds był pomysłodawcą żartu, a oryginalny skecz miał brzmieć inaczej. To tylko zaogniło sytuację, ale z gaśnicą pośpieszyli zarówno PR-owcy aktora, jak i Saturday Night Live, którzy w oficjalnym komunikacie dla E! zaprzeczyli słowom swojego pracownika i zapewnili, że Ryan nie maczał palców w gorszącym żarcie. Przyklejony uśmiech przyda się tutaj wszystkim zaangażowanym stronom, bo od dłuższego czasu jest jasne, że zarówno Baldoni, jak i Lively z Reynoldsem, nie walczą o sprawiedliwość, a o swój wizerunek i przyszłość w Hollywood. Póki co, ta maluje się w raczej mętnych barwach i to dla całej trójki…
ZOBACZ TAKŻE: Natsu ujawnia kulisy "Królowej przetrwania": "Jak nie masz smutnej historii, nie płaczesz i nie robisz dram, TO CIĘ WYCINAJĄ"
