Od kilku dni polska branża fitnessowych influencerek stoi w płomieniach. Najpierw na jaw wyszły dowody na to, że przy pisaniu i publikowaniu postów na Facebooku Anna Lewandowska wyręcza się niejaką "panią Kasią", a zaraz potem świat dowiedział się o 12 osobach, które mają dostęp do konta Ewy Chodakowskiej.
Przeciek informacji niezwykle rozjuszył "Chodę", która obwieściła za pomocą mediów społecznościowych, że szykuje się na wojnę. Trenerka jest bowiem w pełni przekonana, że ktoś celowo próbuje zbrukać jej reputację. Swoimi podejrzeniami i planami dotyczącymi następnych kroków prawnych Ewa podzieliła się w najnowszym wpisie na Instagramie.
"Transparentność! Zakładam, że to ostatni post na ten temat. Mój prawnik miał co robić w ten weekend i to prawnik zajmie się kontynuacją. W piątek ktoś włamał mi się na mój fanpage "Ewa Chodakowska", po to, żeby zdyskredytować moją pracę - ta osoba miała dostęp do wszystkiego! Posty, wiadomości, wszystkie szczegóły! Jedyne, co "na mnie znalazła", to 12 osób, które widnieją wśród reklamodawców i administratorów. Nie znalazła jednego posta, który został napisany przez kogoś innego, jak przeze mnie! Nie ma jednego screena, który pokazuje, że pani Kasia, Asia, Basia siedzi i za mnie pisze. Wśród 12 osób na moim fanpage’u jest moja rodzina i reklamodawcy. Wśród czterech adminów ja, moja rodzona siostra, bratowa i mój mąż - tak mąż jest wszędzie (jeśli ktoś ukradnie moje loginy, to będę się logować przez nich) taki backup! Wśród reklamodawców, osoby, które zajmują się sponsorowanym kampaniami, które nie są widoczne na moich profilach. Każdy post pisze sama! To ze mną budujesz relację! I osoba, która się włamała na mój Facebook, tez to widziała. Mogę sobie tylko wyobrazić jej minę" - czytamy w najnowszym wpisie trenerki.
Chodakowska postanowiła podzielić się także ze swoimi fanami przemyśleniami na temat tego, kto jej zdaniem próbuje ją zniszczyć...
"Komu zależy na tym, żeby zdyskredytować moją pracę? Pudelkowi? Nie. Pudelkowi zależy tylko na aferze. Pudelek udostępnił donos i zatarł ręce. Niefortunnie dopisał o moich działaniach "no i po co kłamać". Tyle że ja mam dowody na to, że nie kłamię. Zatem komu? No, bo jest ewidentnie taki ktoś, kto nie może dźwigać faktu, że sama doszłam do tego, co mam. Inaczej nikt by się nie fatygował, żeby mi się włamywać na konto. Ciach! Odcinam się grubą krechą i wracam do ulubionego - "robię swoje". Wyzwanie "90 dni" stygnie" - napisała zdeterminowana w walceo swoje dobre imię fitness guru.
Trenerka poświęciła ostatni akapit dla osób, które zaczęły śledzić jej działalność wyłącznie ze względu na aferę. Wytłumaczyła, że podchodzi do całej sprawy bardzo emocjonalnie, ponieważ na to, co ma, pracowała całe życie i boli ją, gdy ktoś zarzuca jej kłamstwo.
"Do wszystkich mocno zdystansowanych, z założoną nogą na nogę i filiżanką kawy bez emocji śledzących tę aferkę. Jeśli mało się znamy, nie zrozumiesz mnie. A jeśli chcesz zrozumieć, pomyśl tylko - cokolwiek w życiu osiągnąłeś, ktoś próbuje zniszczyć, mówiąc, że za twoimi osiągnięciami stoją inne osoby. Że ty to nie ty! A twój sukces jest przypisany komuś innemu. Reagujesz? Czy masz wywalone? Bo jeśli cię to nie rusza, to nie wiem, czy zazdrościć, czy współczuć. Ja, kiedy mi zależy, walczę jak lwica" - zadeklarowała Chodakowska.
Myślicie, że gdyby Ewa ograniczyła się tylko do wyjaśnienia, jakie role pełni 12 podpiętych pod jej konto na Facebooku administratorów, musiałaby teraz nawoływać do "wojny" swoje wyznawczynie i tłumaczyć się z ataków na "bezpośrednią konkurencję"?