O znanej dzięki roli Uli Mostowiak z M jak miłość aktorce zrobiło się wyjątkowo głośno w marcu, gdy utknęła w Tajlandii. Iga Krefft skrupulatnie relacjonowała wówczas swój przymusowy, bo spowodowany pandemią koronawirusa pobyt w jednym z hoteli w Bangkoku, narzekając na trudny do zrealizowania powrót do Polski.
Całe szczęście 24-latce udało się dotrzeć do domu, jednak jak się okazuje, nie jest pewna, czy chce swoją przyszłość wiązać z ojczyzną. Aktorka jest wyraźnie zaniepokojona tym, co dzieje się w naszym państwie. Choć w rozmowie z WP Gwiazdy powiedziała, że to młodzi ludzie powinni być głosem narodu, przyznaje, że sama nie zabiera głosu w tematach politycznych.
Jestem zaangażowana politycznie, ale nie mówię o tym za wiele. Nie czuję się kompetentna - twierdzi Iga i dodaje: Uważam, że powinna nadejść jakaś zmiana. To młodzi powinni być głosem naszego narodu. Nasze dzieci będą żyły w takim kraju, jaki im urządzimy. Musimy o tym myśleć.
Następnie odnosząc się do ostatnich wydarzeń, kontynuowała:
Czy chcemy, aby żyły w kraju, w którym strach otworzyć usta? W którym strach wyrazić opinię, bo można dostać od kogoś w twarz? Czy chcemy żyć w kraju, w którym piękno i unikatowość każdej osoby jest czymś cudnym i w którym nie liczy się zysk jednostki, tylko wspólne dobro? Mam wrażenie, że przez ostatnie kilka lat polityka wygląda tak, że chce się uciekać z kraju - stwierdza gorzko i opisuje, w jakim kraju chciałaby żyć:
Chciałabym, żeby Polska była zielona. Żeby deweloperzy nie zapomnieli, że drzewa i trawa są nam potrzebne. Chciałabym, aby były dobre autostrady i rozwinięta komunikacja. Jeśli będę miała dzieci, to chcę, aby bez strachu mogły wychodzić na ulicę, aby czuły się zabezpieczone finansowo. Jeśli zostaną artystami, to żeby nie martwiły się, za co będą żyć, jeśli nie pojawi się jakiś projekt, czy będą miały co włożyć do garnka, kiedy będą na emeryturze. Sama chciałabym też być zabezpieczona w tej kwestii.
Myślicie, że wizja idealnego państwa według Krefft kiedyś się ziści?