Rok temu w centrum Warszawy doszło do tragicznego wypadku samochodowego. Skazany pędząc ulicami stolicy wjechał w przystanek autobusowy, zabijając dwie osoby, po czym uciekł. Andrzej Sz. za śmiertelne potrącenie dwóch osób został skazany na sześć lat i trzy miesiące więzienia. Sąd uznał, że owszem, kierowca "oddalił się z miejsca wypadku", ale "nie miał świadomości, że komukolwiek stała się krzywda". O śmierci potrąconych dowiedział się od policjantów, którzy kilka godzin po zdarzeniu, zatrzymali go w domu. Choć Andrzej Sz. był w chwili zatrzymania pod wpływem alkoholu, sąd uznał, że, uwaga: "nie ma dowodów na to, że prowadził pojazd pod wpływem alkoholu". Oskarżony została skazany na niższą karę niż ta, której domagał się prokurator. Żądał dla mężczyzny dziewięciu lat więzienia i dożywotniego zakazu prowadzenia samochodów.
Oskarżony zdaje sobie sprawę z krzywdy ofiar wypadku i ich najbliższych. Przeprosił i wyraził skruchę. W przekonaniu sądu kara łagodniejsza nie spełniłaby celów sprawiedliwościowych. Oskarżony musi mieć świadomość, że wszelkie zachowania tego typu muszą spotykać się ze stanowczą i surową reakcją wymiaru sprawiedliwości. Sąd nie znalazł podstaw do zakwestionowania wiarygodności wyjaśnień oskarżonego w zakresie powodu oddalenie się przez niego z miejsca zdarzenia oraz okoliczności i czasu spożywania przez niego alkoholu.
Czy to sprawiedliwy wyrok?
Źródło:TVN24/x-news