Po głośnym rozstaniu ze swoim brazylijskim chłopakiem z Miami Sandra Kubicka postanowiła wrócić w zeszłym roku na polskie ziemie. Teraz z masywnej, podwarszawskiej willi kontynuuje próby przekonania rodaków, że należała niegdyś do towarzyskiej śmietanki amerykańskiego show biznesu. Oczywiście zaznacza przy tym, że nie lubi się tym specjalnie chwalić...
Jak na gwiazdę "światowego formatu" przystało, rezydencja Sandry Kubickiej prezentuje się, krótko mówiąc, okazale. Jej dom ma ponad 500-metrów kwadratowych, trzy piętra, tyle samo sypialni i Bóg jeden wie, ile łazienek. O sekretach swoich "czterech kątów" nasza narodowa duma opowiedziała przy okazji wizyty portalu Jastrząb Post. Oprowadzanie redaktorów rozpoczęła od serca domu - czyli kuchni.
Bardzo dużo czasu spędzam w kuchni. Bardzo dużo gotuję. Jest stół, przy którym zazwyczaj jemy śniadania - szokuje Kubicka. - Spiżarnia jest miejscem, które mnie demaskuje. Jest w niej dużo chipsów, słodyczy, makaronów, przypraw. Bezalkoholowe piwa. Wszystko bez cukru. Lubię gotować. Nawet jak nie dla siebie, to dla innych.
Modelka przyznaje jednocześnie, że wygoda często bierze górę nad miłością do gotowania. Wtedy po prostu płaci za usługi szefa kuchni.
Często zatrudniam kucharzy, którzy tutaj przychodzą i gotują kolację. Uwielbiam organizować kolacje, w dużym salonie jest ogromny stół dla moich gości i każdy kucharz, który tutaj przychodzi, mówi, że to jest dla niego raj. Kuchnia jest gazowa, a nie elektryczna przede wszystkim. (...) Można oddzielić kuchnię od całego pomieszczenia i czujesz się, jakbyś była w prywatnej restauracji.
Na tym rzecz jasna nie koniec atrakcji. Gdy Sandrę zaczyna przytłaczać nadmiar obowiązków, wtedy barykaduje się we własnym pokoju zabaw.
My mnóstwo gramy z przyjaciółmi. Siadamy przy stole, gramy w kalambury, różne rzeczy. Jest też konsola, bo ja jestem ogromnym nerdem i dużo gram.
Z nieukrywanym rozrzewnieniem modelka przyznała podczas oprowadzania po swoich skromnych progach, że brakuje jej ogromnej garderoby z Miami. W o wiele skromniejszych polskich warunkach Sandi musiała rozparcelować swój odzieżowy dobytek na trzy oddzielne pomieszczenia, co niewątpliwie utrudnia proces przygotowywania się na imprezę. Pudelek łączy się w bólu.
Mam najwięcej szpilek. Nie jestem pedantką, ale lubię, jak jest wszystko poukładane. Ta garderoba jest i tak mniejsza niż ta, którą miałam w Miami. Ta w Miami była wielkości całej mojej sypialni. Musiałam się pomieścić w trzech garderobach.
Najciekawiej wypada jednak sypialnia Sandry, którą ta nazywa pieszczotliwie "master bedroom". Centralnym elementem jej wystroju są ładowane energią księżyca kryształy dbające o rozprowadzanie po rezydencji pozytywnych wibracji. Dowiadujemy się też, że ogromny procent mebli należących do modelki przywędrowało pod Warszawę aż z odległego Miami.
W sypialni musi być telewizor. Ogromne łóżko, które przypłynęło z Miami na zamówienie. Szafki też. One są tak ciężkie, że aby je podnieść, potrzebne są trzy osoby. Też przypłynęły z Miami. Mam też kryształy, które ładuję podczas pełni księżyca i później mam obok łóżka, aby była dobra energia.
Wcale nie gorzej prezentuje się łazienka. I tu w powietrzu da się wyczuć powiew luksusu rodem z wielkiego świata.
W łazience jest totalny cyrk na kółkach. Od jakiś pluszowych dywanów, po szlafrok Versacego, różowe ręczniki. Tutaj nic nie ma sensu, ale tak wygląda łazienka kobiety - przyznaje zakręcona 26-latka.
Chcielibyście zagościć kiedyś w domostwie Sandry i podładować się energią księżycowych kryształów?