Artur Boruc grywa w różnych klubach na świecie, co wiąże się z częstymi przeprowadzkami. Rok temu wrócił z Wielkiej Brytanii do Polski, a jego żona Sara natychmiast zaczęła wić w Warszawie nowe gniazdko.
Borucowa wybrała apartament w centrum stolicy, z przeszkloną ścianą, za którą rozciąga się widok na Pałac Kultury. W mieszkaniu są dębowe podłogi i włoski marmur w łazienkach. Zadbano też o poprawiające komfort usprawnienia takie jak klimatyzacja czy inteligentny system zarządzania.
Życie Boruców jest też wygodniejsze dzięki garderobie i pralni, a przy apartamencie mają strefę relaksu z klubem fitness, siłownią, pokojem do masażu, jacuzzi i sauną.
W kuchni połączonej z salonem znalazły się sprzęty najnowszej generacji oraz meble sprowadzane na zamówienie. W mieszkaniu jest też mnóstwo luster, w których Sara może co chwilę się przeglądać i pstrykać selfie.
Borucowa bierze właśnie udział w kampanii jednego ze sklepów z wyposażeniem wnętrz, w ramach której wpuściła kamery do swojego "gniazdka" i trochę o nim opowiedziała, w dodatku... po angielsku. Zdradziła na przykład, że wybrała je właśnie ze względu na widok za oknem. Wyznała też, że woli mieszkania niż domy, bo "są bezpieczniejsze i nie wymagają dbania o ogród". Celebrytka ponarzekała przy okazji na garderobę.
To nie jest garderoba moich marzeń, a na dodatek muszę dzielić się nią z mężem - to nie jest fajne. Garderoba jest dla mnie ważna, ale w tym mieszkaniu jest bardzo mała. Wcześniej zawsze miałam bardzo dużą garderobę - zaznaczyła.
W mieszkaniu Boruców znajdziemy m.in. komplet sof za około 30 tysięcy złotych czy oryginalne krzesło za około osiem tysięcy złotych. Są też "skromniejsze" dodatki, jak np. lampa podłogowa za 630 złotych, ławka za około tysiąc czy stolik na drobiazgi za nieco ponad 800 złotych.
Uwielbiam łączyć produkty bardziej dostępne z tymi z wyższej półki - wyjaśnia Sara.
Ma dobry gust?
Zobacz też: Sara Boruc przejeżdża na czerwonym i parkuje na zakazie... Chce być jak Lewandowska? (ZDJĘCIA)