Sara Boruc Mannei szczyci się tym, że będąc "WAG" i żyjąc dostatnio u boku świetnie zarabiającego męża, sama również realizuje swoje ambicje prowadząc własne biznesy. Nazywająca siebie "projektantką biżuterii" celebrytka, która latem tego roku wraz z całą rodziną przeprowadziła się do Warszawy, pracuje już nad kolejnym "projektem", czyli własną marką odzieżową. Jednocześnie Sara spełnia się jako influencerka, prowadząc na Instagramie profil, który śledzi prawie pół miliona followersów.
Korzystając z wolnej niedzieli, Sara Boruc urządziła na swoim profilu sesję pytań i odpowiedzi. Celebrytka odpowiadała na przeróżne pytania - począwszy od tych związanych z dietą, wagą i wzrostem, przez pytania dotyczące rodziny, aż po te związane z modą i biznesem.
W czasie sesji Q&A Boruc zdradziła, że Warszawa jest tymczasowym miejscem do życia jej rodziny. Tak naprawdę żona Artura marzy o życiu w Los Angeles i razem z mężem planuje docelowo przenieść się właśnie do Stanów.
Sara opowiedziała też o swej diecie. Żona bramkarza przyznała, że korzysta z cateringu dietetycznego, ale zdarza się jej podjadać.
Śledzący profil Sary internauci chcieli też poznać zapatrywania influencerki na kwestię szycia dodatków z naturalnych skór.
Nie przeszkadza ci, że torebki Chanel, Hermes są z prawdziwej skóry np. jagnięcej? - zapytał ktoś.
Absolutnie mi to nie przeszkadza, dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? Skóra była, jest i będzie, i na pewno długo jej jeszcze będziemy używać - odparła Boruc, po czym dodała: To, co mi przeszkadza, to to, że większość rzeczy w H&M i Zarze mają w składzie 90 procent plastiku, czyli poliestru.
Zgadzacie się z takim punktem widzenia?