Sara Boruc przekonuje, że nic jej bardziej nie mierzi, niż "włażenie innym w tyłek". W rozmowie z Pudelkiem założycielka marki Mannei oświadczyła, że nie zależy jej na członkostwie w kółku wzajemnej adoracji, dlatego też nie miała większych oporów przed powiedzeniem na głos, co sądzi o innych WAGs. Zdaniem projektantki niektóre z jej koleżanek zachowywały się "jakby były w przedszkolu", a najbardziej dostało się Marinie.
To właśnie jej bezpośredniość i nonkonformizm sprawiły, że Sara ma w branży wielu wrogów. 38-latka nieszczególnie się tym jednak przejmuje. Zależy jej przede wszystkim na trójce dzieci oraz mężu, z którym od 13 lat niezmiennie łączy ją gorące uczucie.
Ostatnio Borucowie zapragnęli spędzić nieco czasu tylko we dwoje, dlatego wybrali się na randkę do jednej z warszawskich restauracji. Po wspólnej kolacji w modnej knajpce małżonkowie odjechali mercedesem za milion złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Majątek męża i świetnie prosperująca firma Sary niewątpliwie pozwalają familii wieść życie "na poziomie". Borucowie regularnie udają się w podróże po całym świecie, nie szczędząc grosza na luksusy. Tym większy był zawód 38-latki, gdy w czwartkowy poranek przyszło im lecieć do Dubaju niemalże w spartańskich warunkach, mimo zakupienia biletów w biznesklasie.
Celebrytka poskarżyła się na swój los za pośrednictwem Instagrama, na dowód zamieszczając zdjęcie z polskiego samolotu, gdzie dostrzec można Artura i ich trzyletniego synka Noah bawiącego się smartfonem. Jak łatwo się domyślić, bilety dla całej rodziny musiały kosztować ich niemałą sumkę...
Tak wygląda klasa biznes linii lotniczych LOT do Dubaju - napisała mimo to niezadowolona Sara. Słaby żart. Zdecydowanie wybierajcie Emirates Airline. My na pewno nie popełnimy już tego błędu.
Rozumiecie jej frustrację?