Amerykańskie media zdominowały doniesienia wokół sprawy P. Diddy’ego. Po wielu miesiącach spekulacji i coraz bardziej szokujących plotek słynny muzyk został aresztowany, a organy ścigania przyjrzą się bliżej jego imprezowej działalności, których nieodłączną częścią miały być m.in. nadużycia seksualne oraz kosmiczne ilości narkotyków i… lubrykantów. Przyjęcia urządzane przez rapera od lat cieszyły się sławą, a zapraszani na nie celebryci nie kryli w wywiadach, że korona króla najbardziej hardkorowych zabaw może należeć tylko do jednej osoby. Imprezy gwiazdora stały się tak integralną częścią popkultury, że były cytowane w serialach i telewizyjnych skeczach, mało tego - brak zaproszenia był swego rodzaju ujmą na honorze i dowodem na to, że w hollywoodzkiej hierarchii jest jeszcze przed tobą długa droga na szczyt. Teraz zobaczymy, jak szybko można z niego spaść.
Areszt Diddy’ego otworzył prawdziwą puszkę Pandory, a internauci prześcigają się w kolejnych teoriach spiskowych i zgadywaniu, kogo raper pociągnie za sobą na dno. Jeśli opierać się na tym, kto bywał na jego sławetnych imprezach, to cytując Cady z "Wrednych dziewczyn"… "limit nie istnieje". Nie ma celebryty, który nie dał się z nim sfotografować, choć oczywiście pewne nazwiska, takie jak Mary J. Blige czy Jay-Z wysuwają się na prowadzenie. Ciężko bowiem uwierzyć, że przy pewnym stopniu zażyłości z Diddym, ktoś mógł nie wiedzieć, jak wygląda część "nieoficjalna" organizowanych przez niego degrengolad. Mało tego, miały być one skrupulatnie nagrywane. Podobno nie na pamiątkę, a do teczek z brudami na znanych gości. Jak na ironię, Diddy nagrywał sławnych kolegów i koleżanki, żeby ich szantażować, a teraz te taśmy będą stanowić główny dowód przeciwko niemu samemu.
Marzenia o tym, aby zdegenerowany świat hollywoodzkich celebrytów legł w gruzach to chleb powszedni dla wszystkich tych, którzy widzą w nim coś więcej niż bogatych ludzi zdemoralizowanych przez wielkie pieniądze. Akcja z Diddym to idealna okazja, aby puścić wodzę fantazji i ponownie wysłać w świat narrację o satanistycznych kultach, illuminati, adrenochromie i "handlem żywym towarem". Wokół sprawy zdążyło pojawić się już tyle nieprawdziwych informacji, że system weryfikacji wpisów na Twitterze nie nadąża ich prostować i to się prawdopodobnie nie zmieni. Ludzie chcą mięsa i wielkiej rewolucji, chcą potwierdzenia legend i teorii, którymi byli karmieni przez trolli i tych, którzy "wiedzą więcej", a niewielka część tego cyfrowego tłumu chciałaby po prostu sprawiedliwości dla ofiar. Na wszystkich czeka raczej, niestety, przykra informacja - rewolucji nie będzie, a Hollywood wyjdzie z tego bez szwanku. Owszem, Diddy prawdopodobnie odpowie za swoje zbrodnie, ale fantazje o Jayu-Z i Beyonce za kratkami można między bajki włożyć. Na pewno czeka nas za to medialny proces dekady, na którym zyskają wszyscy oprócz prawdziwych ofiar.
W polskim show-biznesie szczęśliwie nieco spokojniej, choć celebryckie imprezy - te z dala od kamer - to też byłby temat na nie jedną, nie dwie pieprzne historyjki. Może kiedyś… Tymczasem! Julia Wieniawa po raz kolejny udowodniła, że potrafi rozjuszyć internautów jak mało kto, a wystarczy, że odnosi sukcesy. Najpierw poruszenie wywołała informacja, że młodziutka aktorka przy okazji powrotu hitowego serialu "rodzinka.pl" ma otrzymać wyższą gażę niż Małgorzata Kożuchowska, co wprawdzie nie powinno dziwić i jest raczej naturalną koleją rzeczy, ale i tak sprowokowała komentujących do niewybrednych złośliwości. Niemniej emocji sprowokowało pojawienie się Wieniawy na paryskim pokazie L’Oreal, podczas którego Polka przeszła się na wybiegu w towarzystwie m.in. Kendall Jenner, Cary Delevigne, Evy Longorii czy Camilli Cabello i, nie ma się tutaj co silić na jakąkolwiek krytykę, wypadła świetnie. Na jej Instagramie pojawiła się też obszerna relacja z wydarzenia i pamiątkowe zdjęcia ze sławnymi koleżankami.
ZOBACZ: Julia Wieniawa publikuje zdjęcie z Kendall Jenner i zwraca się do "nowej koleżanki": "Dzielenie wybiegu z Tobą było wspaniałe"
To z pozoru miłe i niewinne wydarzenie nie przeszkodziło internautom w tradycyjnym utyskiwaniu pt. "świat się kończy", "kim ona jest?" czy "też mi sukces iść obok Kardashianki", bo gdyby umniejszanie osiągnięć naszych współrodaków było sportem olimpijskim, to nigdy nie opuścilibyśmy najwyższego miejsca na podium. A tym bardziej, gdy chodzi o kobiety. Te po prostu nigdy nie są w stanie wygrać. Gdy obok największych hollywoodzkich gwiazd pozuje Joanna Kulig, która dorównuje im talentem i to nim zapewniła sobie to miejsce, to to nie wystarcza, bo: jest źle ubrana, umalowana i w ogóle widać, że "Polka na doczepkę". Jeśli w analogicznej sytuacji znajduje się Julia Wieniawa, która nie może liczyć na tak dobrą prasę dotyczącą swoich aktorskich czy wokalnych umiejętności, ale nadrabia to determinacją, charyzmą i stylem nieodstającym zupełnie od amerykańskiego towarzystwa, to również pojawia się problem, bo przecież nie zasłużyła, żeby tam być. Wieniawa, co by o niej nie mówić, jest lustrem, w którym możemy przyjrzeć się swoim kompleksom. Im większy mamy problem z tym, że młodej dziewczynie się powodzi, tym więcej mówi to o nas i niestety, niewiele dobrego.
Na zakończenie, choć w kontekście wszechświata jest to bardziej niż nieznaczące, Edyta Pazura odniosła się podczas wywiadu dla "Vivy!" do szeroko komentowanego konfliktu z Agatą Rubik. Obie panie były bowiem przyjaciółkami, ale okres pandemii, podobnie jak w przypadku wielu z nas, wystawił ich przyjaźń na próbę. Rubik narzekała bowiem na pandemiczne obostrzenia, a Pazura skwitowała je kąśliwie "narzekaniem na zamkniętego Vitkaca". Edyta nie zdradziła wprawdzie żadnych pikantnych szczegółów awantury, ale zapewniła, że to doświadczenie "zraziło ją" do show-biznesowych znajomości. Mamy nadzieję, że za kulisami faktycznie doszło do przynajmniej słownych rękoczynów między nimi, bo wyobraźcie sobie jak silna musiała być to przyjaźń, że nie przetrwała próby instagramowych pyskówek. W segmencie "żony sławnych mężów" bez zmian - problemy o nic wywoływane przez nikogo. Dziewczyny, nasze myśli i modlitwy są z wami.