Nazwisko Anny Muchy znów nie schodzi z afisza. Aktorka może teraz liczyć na medialny szum za sprawą występu w najnowszym obrazie Patryka Vegi, "Miłość, seks & pandemia", który - zgodnie z zapowiedziami internautów - walczyć będzie o "chlubny" tytuł najgorszego filmu w bogatym dorobku reżysera.
We wtorek w jednym z warszawskich kin odbyła się oficjalna premiera "dzieła", na której zaroiło się od gwiazd. Na ściance nie mogło oczywiście zabraknąć odtwórczyni jednej z głównych ról, Anny Muchy, której dość osobliwa kreacja wywołała w sieci lawinę komentarzy.
O Ani sporo pisało się też w kontekście jej zbiórki na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Niepoprawna skandalistka wystawiła na licytację swoje zdjęcie, na którym ubrana w seksowny szlafrok i szpilki pręży się, tulona przez nagiego mężczyznę. Ku nieskrywanemu zdziwieniu Muchy, pod napływem zgłoszeń internautów jej "wośpowy" post został przez Instagram usunięty. W rozmowie z Michałem Dziedzicem aktorka stwierdziła, że nie widzi w fotografii nic zdrożnego.
To zdjęcie jest aktem, ale bardzo "softowym" - oceniła. Tam nic nie ma tak naprawdę.
Nasz reporter zapytał Annę co sądzi o głosach internautów, którzy twierdzą, że zdjęcie jest wulgarne i nie koresponduje z akcją charytatywną. Mucha nie widzi jednak żadnego problemu.
Nie muszą licytować - stwierdziła z rozbrajającą szczerością. Ja nie uważam, żeby było wulgarne. Jest rekwizytem wokół osi filmu "Kogel mogel". Jest niezwykle istotne dla tej fabuły. Myślę, że to są zdjęcia niezwykle piękne, apetyczne i kobiece.
Też tak sądzicie?