Sławomir Świerzyński od kilku dni ma wyjątkowo złą passę. Lider zespołu Bayer Full popadł w niełaskę po tym, jak przyznano mu niebagatelne kwoty z Funduszu Wsparcia Kultury, a potem próbował niezręcznie się tłumaczyć i wbijać szpile innym muzykom. Patrząc na efekty, raczej nie było warto.
Co ciekawe, ostateczny cios wymierzył Sławomirowi Świerzyńskiemu Różal, który w środę uraczył internautów tragiczną historią konia należącego niegdyś do discopolowca. Według jego słów Sułtan miał zostać sprzedany zaraz po tym, jak zaczął mieć problemy ze zdrowiem, a potem zwierzę miało być notorycznie zaniedbywane. W końcu Różal musiał interweniować i uratować konia przed wysyłką do rzeźni.
Sam "cesarz disco polo" utrzymuje, że koń u niego był "zdrowy", a odsprzedał go 3 lata wcześniej, tak więc zła kondycja Sułtana nie mogła być jego winą. Autor Majteczek w kropeczki co prawda i tak dość gęsto się tłumaczył, ale wpis już zniknął z sieci, więc zapewne nie zadziałał PR-owo tak, jak się spodziewał. Na dodatek wygląda na to, że to dopiero początek "afery końskiej", bo teraz odpowiedzieli mu Różal i Marta Kviatkowa, prezes zarządu stowarzyszenia Różaland.
Na opublikowanym na Facebooku nagraniu Kviatkowa (z Różalem poza kadrem) punktuje pokrętne tłumaczenia Świerzyńskiego i ujawnia kilka intrygujących faktów. Dowiadujemy się bowiem, że discopolowiec odsprzedał konia swojemu synowi i wcale nie miało to miejsca 3 lata temu. Co więcej, Sułtan musiał chodzić w dorożkach, a jego stan pogorszył się na tyle, że miał zostać stracony pod Kurzeszynem.
Przybywam do Was z powodu "Afery Sułtanowej" i pana Świerzyńskiego, który chciał zdementować post Marcina apropos Sułtana. To jest stek bzdur. Panie Świerzyński, 3 lata temu przed naszym zakupem sprzedał pan konia owszem, ale swojemu synowi. Proszę bzdur nie opowiadać, że sprzedał pan konia 3 lata wcześniej, bo sprzedał pan w kwietniu do Warszawy. Koń chodził dorożce, co też było aferą, bo ogiery nie mogą chodzić w dorożkach na starym rynku. No, ale jak już, to przeszło, ponieważ Sułtan był spokojnym ogierem, więc nikt tego nie zauważył. Później trafił do handlarza pod Kurzeszynem, gdzie po cichu miał umrzeć. Handlarz wystawił go na portalu ogłoszeń, skąd go odkupiłam. Myślałam, że pan Świerzyński dba o konie i nie pozwoli, żeby taki koń, który zarabiał dla niego bardzo duże pieniądze, cierpiał. Był w Płocku baner "karetą do ślubu" i tam w czwórce był Sułtan i przejazd taką karetą do ślubu z płockiej katedry na Podolszyce, około 10 kilometrów, kosztowało 5 tysięcy złotych. W ciągu 10 lat takich przejazdów Sułtan miał mnóstwo. Wesela, festyny, wszędzie para zaprzęgowa była - mówi na nagraniu Kviatkowa.
Co więcej, jak się dowiadujemy z jej słów, sprawa wyszła na jaw przypadkiem, a Świerzyński najwyraźniej miał nadzieję, że nikt nie zweryfikuje jego słów. Niestety, jak widać, miał pecha...
Panie Świerzyński, bzdury pan opowiada, bo świat jest mały, szczególnie tutaj w okolicach Płocka. Mamy tego samego kowala. Powiem tylko imię - Janusz, który Sułtana kuł wiele lat u pana i sprzedał pan Sułtana w kwietniu 2015 roku. We wrześniu w 2015 roku Sułtan był u nas rozkuwany z tych samych podków, które miał u pana robione w kwietniu, także tylko pogratulować. Konia znalazłam u handlarza i dobrze, że jak przyjechałam, to go od razu zaliczkowałam, bo jak za 4 dni wróciłam po niego, to innych koni już nie było. Nie miały tyle szczęścia. Ale, że Sułtan był zaliczkowany i zebraliśmy na niego pieniądze, więc jemu się udało - twierdzi.
Kviatkowska informuje również, że Świerzyński wcale nie był zainteresowany pomocą zwierzęciu, które tyle dla niego zrobiło.
Dobrze pan wie, jak było. Dzwoniłam, zanim do nas przyjechał, była zbiórka. Zaproponowałam, że trafił w nieodpowiednie ręce - teraz należałoby go z tego wyciągnąć. Powiedział mi pan, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Rozumiem. Każdy ma prawo sprzedać swojego konia. Poprosiłam, żeby pan pomógł ze zbiórką, bo tyle lat dla pana pracował, więc należy mu się. Zbył mnie pan wtedy. Na szczęście mieliśmy wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy nam pomogli. Udało się, a najgorsze jest to, że tego dnia, kiedy po niego pojechaliśmy i dostał nowe życie, było u nas tak zwane Disco Lotnisko i pan był wtedy gwiazdą tego wydarzenia. Co za dziwny zbieg okoliczności. Pan sobie teraz świętuje, a ja ratuję pana konia, który dużo dla pana zrobił - kontynuowała.
Na koniec zaapelowała, aby nie wierzyć w tłumaczenia discopolowca i wprost oskarża go o kłamstwo.
Nie wierzcie w to, co mówi pan Świerzyński. Jeżeli jeszcze będzie się na ten temat wypowiadał i dalej kłamał, to udostępnię pełne dokumenty, które mam w tym paszporcie. Bzdura, bzdura, bzdura. Konia sprzedał w 2015 roku, pracował na Starówce. Stwierdzono pewnie, że się nie nadaje, bo jest kaleką i we wrześniu już był u handlarza.
Myślicie, że Sławek ustosunkuje się do ich słów?