Ślub od pierwszego wejrzenia był oceniany przez widzów jako pomysł co najmniej kontrowersyjny, zanim jeszcze zdążył pojawić się na antenie. Dziś po emisji już sześciu sezonów cała idea wchodzenia w związek małżeński z kompletnie obcą osobą zdążyła już nieco spowszednieć, choć i tak uczestnicy, którzy decydują się na pozostanie razem, są uważani za pewnego rodzaju ewenement
Jeną z takich wyjątkowych relacji jest ta, która w edycji emitowanej na wiosnę 2020 roku połączyła Agnieszkę Łyczakowską i Wojciecha Janika. Para nie tylko wciąż dzieli ze sobą życie, ale też i odlicza dni do momentu, aż ich rodzina powiększy się o pierwszego maluszka. Bardzo aktywna w sieci Agnieszka niedawno zorganizowała dla swoich fanów serię pytań i odpowiedzi na Instagramie. Wielu internautów zażądało wyjaśnienia pewnych kwestii dotyczących programu, który zapewnił Łyczakowskiej ogólnopolską popularność.
Zdecydowanie najciekawsza odpowiedź, która padła w ramach dyskusji z fanami, dotyczyła intercyz i tego, czy produkcja show wymaga od swoich uczestników ich podpisania. Okazuje się, że decydujący się na małżeństwo przed kamerami śmiałkowie nie mają w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia.
Oczywiście. Jest to jeden z warunków narzucony przez produkcję - zdradziła Agnieszka.
Wersję tę potwierdziła w rozmowie z Plotkiem Magdalena Pazura z pierwszej edycji Ślubu od pierwszego wejrzenia.
Tak, rzeczywiście tak było, co akurat jest dużym plusem. Zanim weszłam do sali ślubów, w obecności notariusza podpisywałam dokumenty odnośnie do rozdzielności majątkowej.
Czujecie się spokojniej z wiedzą, że przynajmniej w taki sposób producenci Ślubu dbają o bezpieczeństwo swoich "podopiecznych"?
Przypomnijmy: "Ślub od pierwszego wejrzenia". Aneta i Robert spodziewają się DZIECKA! "Jeszcze więcej szczęścia w drodze" (ZDJĘCIA)