Pod koniec grudnia 2020 roku Oliwia Ciesiółka i Łukasz Kuchta ogłosili, że ich małżeństwo zawarte w programie "Ślub od pierwszego wejrzenia" właśnie dobiegło końca. W instagramowym poście eksuczestniczka show ogłosiła, że wraz z mężem usiłowali ratować związek z pomocą specjalisty, jednak nic z tego nie wyszło. Byłemu partnerowi podziękowała z kolei za "ogromną lekcję życia".
Choć rozwody nie są w uniwersum "Ślubu od pierwszego wejrzenia" niczym nowym, to sytuacja Oliwii Ciesiółki i Łukasza Kuchty jest o tyle szczególna, że para zdecydowała się na dziecko. Syn pary od początku był ich oczkiem w głowie, jednak, w obliczu rozstania, musieli podzielić się opieką i wychowywać go oddzielnie. Informowali o tym zresztą w pamiętnym oświadczeniu i zapewnili, że mały Franek będzie otoczony ich troską.
Rozstajemy się w zgodzie, bo kwestią nadrzędną jest dla nas dobro naszego syna, którego oboje kochamy miłością tak wielką, że nie da się tego opisać. Dlatego będziemy współdziałać w kwestii jego wychowania i zapewnienia mu najlepszych warunków życia - czytamy.
Przypomnijmy: "Ślub od pierwszego wejrzenia". Łukasz o "DOWODACH" na powrót do Oliwii: "Prawie się ZAKRZTUSIŁEM tym, co akurat jadłem"
Od czasu ogłoszenia rozstania para rzadko komentowała łączące ich relacje. Łukasz dementował jedynie, że planuje wrócić do żony z programu, jednak nie zagłębiał się w szczegóły tego, jak wygląda podział opieki nad synem. Teraz ten wątek wrócił na łamy mediów, a wszystko zaczęło się od wpisu mamy mężczyzny, Anny. Kobieta nagle ogłosiła na Instagramie, że ją i syna spotkała nieprzyjemna sytuacja.
Kiedy jedziesz 1000 kilometrów do wnuka i na miejscu całujesz klamkę - napisała rozczarowana kobieta, prezentując zabawki, które mieli przekazać wraz z Łukaszem małemu Frankowi.
Wkrótce internauci zaczęli dopytywać o szczegóły sytuacji i wyraźnie podzielili się na tych, którzy nie kryli rozczarowania zachowaniem Oliwii oraz na jej obrońców. Tu dopiero zrobiło się nieprzyjemnie, bo mama Łukasza wyznała w wymianie zdań z jednym z krytyków, że to właśnie przez (prawie) byłą żonę jej syna doszło do tej przykrej sytuacji.
Nikogo nie obraziłam i nic złego nie napisałam, a dla wyjaśnienia, ciekawskie panie, to wizyta była umówiona, bo to była wizyta ojca dziecka, a ja tylko towarzyszyłam. A jaśnie pani Oliwia nie raczyła otworzyć drzwi i tyle w temacie. I tak, zrobiłam to z bezsilności i żalu - wyjaśniła z wyraźnym żalem.
Na tym jednak nie koniec, bo niebawem do akcji wkroczył sam Łukasz. Wyraźnie wzburzony mężczyzna opublikował na Instagramie serię postów, w których opisuje kłamstwa i manipulacje, których miała się dopuścić Oliwia. Co więcej, choć Ciesiółka zapewniała, że ma dobre relacje z mężczyzną, to podobno wcale tak nie jest, a na ich relacjach położyła się cieniem właśnie walka Łukasza o kontakty z synem.
Długo milczałem, bo liczyłem, że coś się zmieni, a po drugie jestem ostatnią osobą, która chciałaby prać brudy publicznie, zwłaszcza że zdaję sobie sprawę, jak ważny jest dla Oliwii wizerunek w sieci. Niestety ostatni weekend sprawił, że dłużej już milczeć nie mogę, tym bardziej widząc, jak Oliwia kreuje się w internecie na idealną matkę, która dba o to, by jej syn miał bardzo dobre kontakty z ojcem i, jak to pięknie ujęła w oświadczeniu o naszym rozstaniu, aby Franek ucierpiał na tym wszystkim jak najmniej - zaczął.
Z relacji Łukasza dowiadujemy się, że uważa Oliwię za "doskonałą aktorkę", a ich relacja od początku pełna była kłótni z racji odmienności charakterów. Jednocześnie żona miała od niego oczekiwać, aby zgodził się na rozwód z jego winy, na co nie przystał. W efekcie Oliwia miała coraz mocniej odcinać Łukasza od syna.
Nasze małżeństwo od samego początku było naznaczone wieloma kłótniami, a nasze różnice charakteru tylko je potęgowały. Nie mam pretensji do nadawcy, że tak nas dobrano, ponieważ Oliwia jest doskonałą aktorką, a jej prawdziwy charakter wychodzi dopiero wtedy, kiedy coś idzie nie po jej myśli. A nasz rozwód począwszy od pierwszej rozprawy właśnie dokładnie taki jest - nie po jej myśli. Niestety, ale nie zgodziłem się na rozwód z wyłącznie mojej winy, czego oczekiwała ode mnie Oliwia. (...) Niestety, ale Oliwia prawie całkowicie odcięła mnie od syna, czego powodem jest m.in. walka o alimenty, których wysokość uzależniona jest także od osobistych starań rodziców - wyznał.
Oliwia miała też nie przejmować się zdaniem męża i sama decydować o tym, czy i kiedy może widywać się z synem. Co więcej, wyprowadziła się na tyle daleko, że Łukasz miał znacznie utrudniony kontakt z dzieckiem.
Do czasu pierwszej rozprawy, czyli do 24 stycznia tego roku, mój kontakt z Frankiem, jeśli chodzi o częstotliwość odwiedzin, był na w miarę zadowalającym poziomie. Odwiedzałem go tak często, jak tylko mogłem, a trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że Oliwia po naszym rozstaniu bez uzgodnienia ze mną wyprowadziła się z Frankiem w rodzinne strony do Trzcianki, to jest prawie 500 km od Katowic. I to już samo w sobie sprawiło, że moje kontakty z Frankiem znacznie się skurczyły. (...) Wielokrotnie prosiłem Oliwię bym mógł zabrać Franka do siebie na Śląsk - na tydzień bądź dwa, niestety zgodziła się tylko 3 razy i za każdym razem to były terminy, które akurat zbiegały się z jakimś jej wyjazdem i były jej na rękę. Ja miałem możliwość tylko się zgodzić lub nie. Kiedy proponowałem jakiś dodatkowy termin, który mi pasował, to kategorycznie odmawiała ze względu na konieczność uczęszczania Franka do żłobka. Ważniejsze dla niej było to, by Franek poszedł do żłobka, niż spędził czas z ojcem, a zaznaczę, że mówimy o dziecku, które miało w tamtym czasie niewiele ponad rok - oskarża.
Konflikt między małżonkami miał się zaognić właśnie po pierwszej rozprawie, a Łukasz, jak sam stwierdził, widział syna zaledwie 4 dni przez ostatnie 3 miesiące. Oliwia miała mu też zabraniać rozmawiać z dzieckiem przez kamerkę, twierdząc, że nie ma takiego obowiązku.
Wielokrotnie prosiłem Oliwię, by umożliwiła mi kontakt z synem za pomocą kamerki w telefonie. Początkowo godziła się na to, co dla mnie było bardzo ważne, by choć przez chwilę złapać kontakt wzrokowy z dzieckiem, zobaczyć, jak się uśmiecha czy gaworzy. Niestety do czasu, gdy któregoś razu Oliwia stwierdziła, że nie ma obowiązku umożliwiać mi takiego widzenia z synem i mimo wielokrotnych, naprawdę wielokrotnych czasami wręcz błagań z mojej strony, do dnia dzisiejszego nie miałem takiej sposobności. (...) Od tego czasu miałem możliwość odwiedzić syna jedynie w dwa weekendy. Przez prawie 3 miesiące widziałem syna łącznie przez 4 dni!!! I teraz najważniejsze, nie dlatego, że nie miałem czasu albo nie chciałem tylko dlatego, że Oliwia mi na to już nie pozwala... - żali się Łukasz.
Mężczyzna twierdzi też, że Oliwia odmawiała mu spotkań z synem nawet wtedy, gdy ten zmieniał pracę i miał dla syna dużo czasu. Trudności w końcu odbiły się na jego samopoczuciu, a gdy w ostatni weekend otrzymał wiadomość w trakcie podróży, że muszą przełożyć wizytę, coś w nim pękło.
Na kilka moich wiadomości dostałem jedną odpowiedź, żebym przestał ją nękać i nachodzić! Rozumiecie to? Jechałem 500 kilometrów, żeby zobaczyć się z dzieckiem, którego nie widziałem przez miesiąc, a na miejscu odbijam się od drzwi. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez kontaktu z Frankiem, który jest dla mnie wszystkim i nie wiem, co mam dalej robić. Niestety sąd do dnia dzisiejszego nie rozpoznał mojego wniosku o zabezpieczenie kontaktów z synem. Następną rozprawę mamy 10 maja i prawdopodobnie nie zobaczę Franka przez kolejny miesiąc, jeżeli nie więcej. Nie mam już sił... Może Franek kiedyś to przeczytasz, chcę, żebyś wiedział, że kocham Cię bardzo mocno i to, że Cię nie odwiedzam, nie jest spowodowane tym, że nie chcę, ale tym, że nie pozwala na to Twoja matka - skwitował.
Też niecierpliwie oczekujecie na odpowiedź Oliwii?