Sprawa Iwony Wieczorek powróciła na łamy rodzimych mediów niczym bumerang. Od niedawna policja prowadzi prace na terenie dawnej Zatoki Sztuki, a śledczy zabezpieczyli budynek i przeszukali pobliską plażę, co ma związek właśnie z zaginięciem sprzed lat. Na miejscu pojawiły się też mobilne laboratorium kryminalistyczne i pies tropiący, co daje nadzieję na rozwikłanie zagadki.
Co dalej ze sprawą Iwony Wieczorek? Znany dziennikarz wskazuje: "Możliwości są trzy"
Po tym, jak na terenie dawnej Zatoki Sztuki ruszyły poszukiwania poszlak w sprawie Iwony Wieczorek, wielu uwierzyło, że jesteśmy coraz bliżej rozwikłania zagadki jej zaginięcia. Eksperci studzą jednak emocje i wskazują, że do przełomu może być jeszcze daleko, a medialne relacje z prac nad sprawą należy na razie traktować jedynie jako krok w dobrą stronę.
Podobnego zdania jest najwyraźniej dziennikarz Mikołaj Podolski, który wcześniej już interesował się sprawą Wieczorek. W komentarzu dla "Gazety Wyborczej" wskazuje, że wzmożona aktywność służb w pobliżu Zatoki Sztuki może być jedynie "pokazówką", a sam w sprawie widzi obecnie trzy możliwości.
Możliwości są trzy. Albo prokuratura ma wskazanie, niezbyt konkretne, że zwłoki są pod Zatoką Sztuki. Albo robią przeszukanie, które powinni zrobić siedem lat temu, kiedy wybuchła afera pedofilska. Musimy pamiętać jednak, że w lipcu 2010 r., kiedy zaginęła Iwona Wieczorek, Zatoka Sztuki jeszcze nie istniała, budynek był zapuszczony i czekał na remont. Trzecia możliwość jest taka, że cała akcja prokuratury to wielka pokazówka, która ma wywołać "ruch na łączach" pewnych osób - tłumaczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziennikarz wprost o sprawie Iwony Wieczorek. "Nikt nie powie tego wprost"
Podolski pochylił się też nad poszlaką, jakoby przed zaginięciem Wieczorek obracała się w towarzystwie "Krystka" i jego znajomych. Jak twierdzi, tu także nie brak wątpliwości.
Zarówno Zatoka Sztuki, jak i Dream Club (tam ostatniej nocy bawiła się Wieczorek), były ochraniane przez firmę należącą do "Ciupagi", byłego policjanta. On sam nie zaprzeczał, że zatrudniał emerytowanych funkcjonariuszy policji - mówi i dodaje: Nikt nie powie tego wprost, ale policja w dobrej wierze mogła uznać, że skoro kluby były ochraniane przez taką ekipę, to ochrona sama by się zgłosiła, gdyby zauważyli coś niepokojącego dotyczącego Iwony.
Myślicie, że kiedyś poznamy prawdę?