W miniony wtorek Instytut Pamięci Narodowej przedstawił ekspertyzę, z której wynika, że Lech Wałęsa współpracował ze służbami bezpieczeństwa w latach 70. W opinii biegłych grafologów na dokumentach znalezionych rok temu w domu generała Czesława Kiszczaka widnieje pismo byłego przywódcy Solidarności. Przypomnijmy, że do tej pory Lech Wałęsa kategorycznie zaprzeczał, jakoby kiedykolwiek współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa PRL i oskarżał IPN o manipulację. Zobacz: "Podam IPN do sądu! Opluł mnie w całym świecie. Możecie mnie zabić, ale nie pokonać!"
Leszek Stanek i Anna Oberc dosyć sceptycznie podchodzą do wspominanej ekspertyzy podważając jej wiarygodność.
Ja się brzydzę takimi rzeczami, brzydzę się i po prostu uważam, że jest to karygodne. Nie chciałabym bardziej tego komentować, nie znamy prawdy, nie wiemy, jak jest. Legenda jest legendą, szacunek należy się każdemu - mówi Anna Oberc.
Za cztery lata, za trzy lata może się okazać jednak, że grafolodzy się pomylili albo że byli podstawieni i znowu będziemy Lecha Wałęsę wynosić na piedestał. Staram się dystansować - dodaje Leszek Stanek.
Zobacz też: Wałęsa: "Bolków było wielu"
"Poświeciłem wszystko dla walki, żonę, dzieci. Nigdy nie napisałem donosu, nie brałem pieniędzy!"
Źródło: Newseria Lifestyle