Dzięki erotycznej powieści 365 dni Blanka Lipińska błyskawicznie awansowała z bliżej nieznanej autorki do pierwszej ligi polskich celebrytów. Miłosne perypetie Laury i Massimo szybko doczekały się również filmowej adaptacji, która wzbudziła wiele skrajnych opinii wśród polskich widzów.
Od niedawna ekranizacja 365 dni jest dostępna na Netflixie i można ją obejrzeć nie tylko w kraju, lecz również za granicą. "Dzieło" nazywane przez rodzimych krytyków "nienawistną fantazją o gwałcie" już zdążyło odbić się szeroki echem w sieci. Mimo niezbyt pochlebnych recenzji internautów oraz prestiżowego magazyn Variety Blanka Lipińska była na tyle dumna z rozgłosu, że uczciła swój sukces kotletem i porcją frytek.
Przypomnijmy: Szczęśliwa Blanka Lipińska świętuje "sukces" filmu domowym obiadem: "Pierwszy raz od wielu lat zjadłam SCHABOWEGO Z FRYTKAMI"
Zobacz również: Zagraniczni recenzenci MIAŻDŻĄ "365 dni": "Co za ŚMIETNIK, Jeden z NAJGORSZYCH filmów stulecia"
Stworzona przez Lipińską opowieść wyjątkowo oburzyła również środowiska feministyczne. Studencka organizacja Pro Empower, zajmująca się problemem molestowania w szkolnictwie wyższym, właśnie wystosowała specjalny list do władz Netflixa. Jej członkowie domagają się od platformy umieszczenia przed filmem ostrzeżenia, informującego o znajdujących się w niej szkodliwych treściach lub jego usunięcia ze swojej oferty.
Wzywamy Was do zadbania o odpowiednie ostrzeżenie, aby potwierdzić, że film wpisuje się w kulturę gwałtu lub rozważenie możliwości całkowitego usunięcia filmu - czytamy na Twitterowym profilu organizacji.
W liście otwartym do platformy Pro Empower podkreśliła, że chociaż malownicze filmowe scenerie oraz wszechobecne bogactwo w 365 dni doskonale wpisują się w gatunek romansu, jednocześnie produkcja przepełniona jest szkodliwymi treściami i "normalizuje" napaść seksualną.
Tak naprawdę w filmie można znaleźć akty przemocy seksualnej, przymusowej kontroli, toksycznej męskości i Syndrom Sztokholmski, a to tylko kilka rzeczy - twierdzą aktywistki.
Organizacja stworzyła również specjalną petycję do platformy streamingowej, mający wyrażać ich sprzeciw wobec kontrowersyjnej filmowej narracji.
Ten film m.in. "romantyzuje" porwanie, przymusową kontrolę i toksyczną męskość. Szczerze, to całkiem nieprzyzwoite, żeby film zawierający tak toksyczne i szkodliwe zachowania był prezentowany jako coś normalnego, a nawet pożądanego w filmowym romansie z 2020 roku. Netflix musi przynajmniej uznać szkodliwą naturę filmu i zmienić jego klasyfikację jako romansu. Napaść seksualna, która ma miejsce w filmie, może być potencjalnie szkodliwa dla ofiar tego typu zachowań, wymagane jest więc ostrzeżenie przed seansem filmu - czytamy w petycji Pro Empower.
W jednym ze swoich ostatnich twitterowych postów Pro Empower udostępniła plik, zawierający szczegółową analizą 365 dni i wszystkich potencjalnie szkodliwych dla widzów wątków.
Do zarzutów organizacji przyłączyła się również pisarka, Anna Fearon. Brytyjska zwróciła również uwagę Netflixa na szkodliwość popularnego serialu White Lines, który od niedawna można obejrzeć na platformie. Skupiła się przede wszystkim na ikonie produkcji widocznej w aplikacji, która jej zdaniem "romantyzuje duszenie".
Chciałabym, żeby Netflix nie zamieszczał żadnych filmów, które gloryfikują, promują i romantyzują męską przemoc. Zarówno "365 dni", jak i "White Lines" nie powinny być dostępne. Pokazują one ludziom, że męska przemoc jest akceptowalna, dopóki protagonista jest przystojny - powiedziała w rozmowie z FEMAIL.
Fearon podkreśliła, że ona sama padła ofiarą przemocy seksualnej oraz gwałtu i według niej "nie ma w tym nic romantycznego".
(...) Chciałabym ujrzeć świat, w którym takie filmy umierają, ponieważ są szkodliwe dla społeczeńtwa - dodała.
Myślicie, że po tego typu recenzjach Blanka Lipińska straci ochotę na kolejnego schabowego?
Zobacz również: Blanka Lipińska chwali się sukcesem "365 dni": "Książki sprawiły, że jestem milionerką"