Na rodzimym podwórku showbiznesowym trudno odnaleźć celebrytę bez skazy. Jedni istnieją w nim w sumie tylko za sprawą licznych wpadek, drudzy zaś robią wszystko, by nie zrazić do siebie ludzi choćby najmniejszym potknięciem. Śmiało można przyznać, że to do tej drugiej grupy zalicza się Anna Lewandowska, o której raczej rzadko mówi się w kontekście celebryckich afer. Taka sielanka nie mogła trwać jednak wieczność.
Burza rozpętała się, gdy ukochana Roberta postanowiła wziąć na tapet problem "body shamingu". Zrobiła to jednak w dość nietypowy sposób, publikując w mediach społecznościowych nagranie, na którym w butach na obcasie i tak zwanym "fat-suit" tańczy w rytm hitu Beyonce, pytając dowcipnie fanów: "Za duża, za chuda - jak teraz się wam podobam?".
Szybko jednak okazało się, że chcąc poruszyć temat "body shamingu" i pokazać "dystans" do samej siebie, Lewandowska znalazła się w ogniu krytyki. Zamysł może miała nawet dobry, ale efekt zawiódł po całości. Jako pierwsza głos zabrała publicznie Maja Staśko - aktywistka, krytyczka i publicystka, która w obszernym wpisie zarzuciła żonie Roberta brak empatii, a nawet pokusiła się o dosadne porównanie, twierdząc, że "żarty z grubych osób są tak samo śmieszne, jak żarty z gwałtów".
Choć na wpis Staśko odpowiedziała Lewandowska, przepraszając osoby, które mogły poczuć się urażone jej "żartem", wcale nie oznaczało to, że wojenka dobiegła końca. Wówczas do gry wkroczyły koleżanki Ani - niezawodne Olga Frycz i Maja Bohosiewicz, co oczywiście także spotkało się z kontrą Staśko.
By najwyraźniej nieco odetchnąć od "przytłaczającej" rzeczywistości, Lewandowscy spakowali walizy i wyruszyli na wakacje. Od kilku dni król strzelców i jego małżonka przebywają na słonecznej Sardynii, gdzie raczej nie mogą narzekać na nudę...
Niestety, rajski urlop nieco popsuła im chyba Ewa Zakrzewska, znana też jako Ewokracja. Modelka plus size swoją karierę zaczęła od programu Hell's Kitchen, by niedługo później wziąć na misję promowanie w mediach idei "body positive". Działania Zakrzewskiej zaowocowały nawet propozycją jurorowania w polsatowskim show Supermodelka Plus Size.
W środę Ewa postanowiła poruszyć głośny obecnie temat rozumowania "body shamingu" w jednym ze swoich filmów na YouTube. Na warsztat wzięła między innymi ostatni wybryk drwiącej z osób otyłych Dody, a także Ewę Chodakowską, która skrytykowała publicznie rodzinę, która na stacji benzynowej zakupiła hot dogi. Następna w kolejce była Lewandowska.
Umówmy się, teraz "ciałopozytywność" nagle jest na fali. Nagle pojawia się spora dyskusja, co jest bardzo dobre akurat. No i podejrzewam, że doradcy Ani Lewandowskiej też powiedzieli: "Ooo, body positive! To też musimy coś z tym zrobić". No i wsadzili ją w ten kostium. Mam nadzieję, że ktoś ją wsadził. Naprawdę nie wierzę, że ona sama wpadła na ten głupi pomysł - rozprawia w swoim ponad 17-minutowym filmie Zakrzewska.
Jak się okazało, nagranie nie spotkało się z zachwytem ze strony prawników Anny Lewandowskiej. W piątkowy poranek Zakrzewska otrzymała bowiem pismo, z którego dowiedziała się, że musi usunąć film, w przeciwnym razie - będzie musiała liczyć się z zapłatą odszkodowania.
Po tym wpisie Pudelek postanowił skontaktować się z dwiema stronami, by poznać powód wysłanego pisma przez prawników Lewandowskiej oraz uzyskać komentarz Zakrzewskiej. Po rozmowie okazało się, że - zdaniem dwóch stron - doszło do nieporozumienia. Jak wyznała nam Ewa, ona sama nie ma wątpliwości co do tego, że swoim nagraniem Lewandowska nie chciała zrobić nikomu przykrości. Przy tym nie uważa jednak, że postąpiła źle, dlatego otrzymanie pisma od prawników było dla niej ciosem. W rozmowie z nami przyznała, że chciałaby osobiście skontaktować się z drugą stroną, na co chęć wyrazili również przedstawiciele Anny Lewandowskiej. W rezultacie otrzymaliśmy informację, że pismo skierowane do Zakrzewskiej zostanie wycofane, a panie doszły do porozumienia. Co więcej, jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, planowany jest także wspólny projekt obu pań, który dotyczyć ma właśnie problemu "body shamingu".
Gdy rano otworzyłam maila i przeczytałam treść wysłaną przez prawników Anny, byłam w szoku. Nie ukrywam, że było mi przykro, ale wsparcie osób, które mnie obserwują, było ogromne. Po kontakcie ze stroną Anny i wysłuchaniu mojego stanowiska, udało nam się dojść do porozumienia. Obie mamy chęć z tej przykrej sytuacji zrobić coś dobrego. I na to liczę - oznajmiła nam Zakrzewska.
Wzruszająca historia?