Marinie Łuczenko najwidoczniej zamarzyła się reaktywacja kariery wokalnej i podbój list przebojów. Zmobilizowana małżonka Wojciecha Szczęsnego postanowiła wziąć byka za rogi i nagrała utwór, który uporczywie promowała w mediach jako mundialowy hit. Gdy okazało się, że "This is the moment" nie wzbudziła szczególnie entuzjastycznej reakcji rodaków, z pomocą przyszła Telewizja Polska, oferując wokalistce udział w "Sylwestrze Marzeń" TVP. Co lepsze, na korytarzach Woronicza coraz głośniej wybrzmiewają plotki, jakoby 33-latka miała dostać szansę reprezentowania Polski na Eurowizji.
"Rozgrzewką" przed prawdopodobnym udziałem w preselekcjach do muzycznego konkursu był dla Mariny sobotni koncert w Zakopanem. Celebrytka wzięła sobie za punkt honoru, żeby nie dać się przyćmić takim gwiazdom jak Edyta Górniak, Justyna Steczkowska czy Marcin Miller, czyli starym "sylwestrowym" wyjadaczom. Co prawda żadnej z gwiazd TVP nie udało się wywołać tylu emocji co Black Eyed Peas, ale temu akurat trudno się dziwić...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Łuczenko wychodziła z siebie, żeby zaprezentować publiczności "światowy" poziom, zaczynając od fantazyjnych strojów, przez dynamiczną choreografię, po zróżnicowany repertuar. Punkt kulminacyjny nadszedł jednak po jej koncercie. Chwilę wcześniej, w przerwie między występami Mariny, na telebimie pojawił się jej mąż Wojciech Szczęsny, który złożył Polakom najlepsze życzenia i przeprosił za swoją absencję.
Gdy tylko mundialowy hit artystki dobiegł końca, na scenę niespodziewanie wparował bramkarz z wielkim bukietem czerwonych róż, a jego wtargnięcie zostało nagrodzone gromkimi brawami i okrzykami. Swojej ekscytacji nie potrafiła powstrzymać przede wszystkim sama Marina, która od razu rzuciła się na męża, obsypując go buziakami, podczas gdy w koło nich harcowali tancerze przebrani za misie z Krupówek.
Myślicie, że Marina naprawdę nie miała pojęcia o "niespodziance" Wojtka?