Jacek Braciak doprecyzował niegdyś w rozmowie ze "Zwierciadłem", że nie ma trzech córek, jak dotychczas opisywano w mediach, lecz dwie córki i syna. Jednocześnie zapewnił, że transpłciowy syn może liczyć na jego pełne wsparcie, a panowie udzielili nawet wspólnego wywiadu dla magazynu "Replika". O procesie tranzycji, niekiedy bardzo trudnym i skomplikowanym proceduralnie Konrad Braciak opowiedział teraz przy okazji wizyty w "Halo tu Polsat".
Zobacz też: Jacek Braciak ma transpłciowego syna. "Miałem kiedyś córkę Jadwigę, a teraz mam syna Konrada"
Syn Jacka Braciaka o tranzycji. Musiał pozwać rodziców
Syn Braciaka pojawił się na kanapie Polsatu w niedzielę, gdzie przybliżył widzom procedurę korekty płci i opowiedział o własnych doświadczeniach. W Polsce niestety wciąż jest to trudny proces - i nie chodzi tylko o zmianę dokumentów czy operacje, lecz przede wszystkim o aspekt emocjonalny. W walce o tożsamość Konrad musiał nawet pozwać rodziców.
Ja do moich rodziców nic nie mam. Gdyby procedura tak nie wyglądała w Polsce, to bym ich nie pozywał, bo nie mam o co. Ale praktyka sądownicza jest taka, że należy kogoś pozwać - wyjaśnił. To jest pozew o ustalenie płci. Tak to się nazywa. Ale o co ja pozywam moich rodziców, to nie mam jasności.
Zobacz także: Transpłciowy syn Jacka Braciaka opowiada o potrzebie usunięcia piersi: "Marzyłem, żeby się dowiedzieć, że mam raka"
Braciak przybliżył też to, jak wyglądała sprawa sądowa przeciwko jego mamie i tacie. Cały proces wprost określa jako "bardzo upokarzający", czemu akurat trudno się dziwić. Zdarzają się nawet dość intymne pytania, a osoba w trakcie tranzycji musi się odzierać z własnej prywatności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taki proces jest trudny. Należy usiąść po przeciwnych stronach sali sądowej z własnymi rodzicami i odpowiadać na pytania obcego człowieka o to, jak wygląda moje życie prywatne, jak wyglądają moje plany dotyczące mojego ciała, co nie jest, wydaje mi się, w jakikolwiek sposób przedmiotem zainteresowania - przytacza. Są zadawane pytania zupełnie niezwiązane z tematem. Na przykład pytania o to, z kim się jest w relacji romantycznej, jakiej płci jest ta osoba. Czy jakaś relacja w ogóle jest. To pytanie zostało zadane nie mnie, a mojej mamie. (...) To jest często proces bardzo upokarzający. Mój nie był taki zły. Dostałem osobę biegłą, która nie zadawała tego typu pytań.
To zresztą jedynie przykład trudności, z jakimi muszą się zmagać osoby transpłciowe. Konrad musiał na przykład zapewniać sprzedawce w kiosku czy konduktoa, który poprosił go o dowód osobisty, że to faktycznie on. W każdym z tych przypadków przyszło mu się tłumaczyć, choć nie powinien.
Taka sytuacja zdarzyła mi się jeszcze przed rozpoczęciem medycznej tranzycji, ale już wtedy wyglądałem dosyć androgenicznie. Pokazałem konduktorowi mój dowód osobisty, ponieważ kupowałem bilet przez internet, przekonany, że nie będzie problemu i na samym początku czterogodzinnej trasy Wrocław-Warszawa, konduktor zaczął wykrzykiwać na cały wagon: "Ale to jest jakaś kobieta!" - wspomina. Musiałem się tłumaczyć obcemu człowiekowi. Od tamtej pory przestałem jeździć pociągami albo kupowałem bilet w kasie.
Jak twierdzi, przy dopełnianiu formalności urzędowych oszczędzono mu już kolejnych nieprzyjemności. Mimo trudności zawsze mógł liczyć na wsparcie najbliższych, którzy wykazali się troską i wyrozumiałością.