O Monice Janowskiej w ostatnich latach pisało się głównie w kontekście jej publicznego solidaryzowania się z mężem, który w 2018 roku został zwolniony z TVP. Od tamtej pory żona Roberta Janowskiego regularnie popełnia wpisy, w których nie szczędzi gorzkich słów pod adresem Telewizji Polskiej i jej nowych gwiazd.
W piątek Janowska miała okazję podywagować na nieco inny temat, wciąż jednak związany ze znanym mężem. 47-latka z Robertem u boku pojawiła się w programie Izabeli Janachowskiej, gdzie z ożywieniem opowiadała o ich ślubie. Para stanęła na ślubnym kobiercu w 2013 roku, pięć lat później odnawiając przysięgę małżeńską.
Przypominamy: Janowscy odnowili przysięgę małżeńską! (ZDJĘCIA)
Na wstępie ślubnych opowieści Janowscy przypomnieli, że poznali się przez internet.
(...) Jak zobaczyłem uśmiechniętą dziewczynę w internecie, obejrzałem wszystkie zdjęcie, no i kurczę w ogóle ona nie ma żadnej skwaszonej miny, przecież różnie jest, no ale wiem, że się wrzuca też te pozytywne. Wtedy pomyślałem, że jest bardzo otwarta, czuła, wesoła - wspominał z rozrzewnieniem pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na nim przyszła ukochana eksprowadzący teleturnieju "Jaka to melodia?".
Półtora roku później Monika i Robert byli już po ślubie i co ciekawe, za jego organizację odpowiadał głównie prezenter.
(...) Wiadomo, że to mężczyzna robi - przekonywał 60-latek, dodając, że w swoim wielkim dniu mogli liczyć na obecność zaangażowanych w swoją pracę fotoreporterów.
Ten hotelik tam, gdzie wynajęliśmy, to jak wychodziło się na taras w tym hotelu, to zewsząd dookoła jest las, włazili różni ludzie na drzewa, bidulki, robili zdjęcia - wraca wspomnieniami.
Następnie głos zabrała wybranka serca piosenkarza, narażając się w jej opinii feministkom:
Uważam w dalszym ciągu, że to był naprawdę jeden z najpiękniejszych dni mojego życia, ja cisnęłam na ślub, ja jestem z tym ślubnych. Dobra, feministki mnie teraz zeżrą i zjedzą i wyplują, ale uważam, że jak mówią dziewczyny, że "nie tam, biała suknia się nie liczy, że papierek się nie liczy" - kłamią! Liczy się! - mówiła ożywiona Monia. Każda babka chce wyglądać jak księżniczka - moim zdaniem oczywiście, ja się tego trzymam - i mieć piękny ślub, więc bardziej mi chodziło o ten dzień niż jakiś tam faktycznie papier, ale no to się łączy jedno z drugim. Jak jest ślub, no to już jest jakiś commitment - kontynuowała, wykazując się znajomością angielskiego nabytą zapewne podczas wielu podróży do Ameryki.
Nie obyło się bez tematu sukni ślubnej. Przy okazji okazało się, że Robert zmuszony był aktywnie uczestniczyć w jej wyborze.
Sroka jestem i jakbym poszła sama wybierać suknię ślubną, to na sto procent byłaby cała w cekinach. Wiesz, co tu by szło, tiule na bogato, tu by bufki szły - opowiadała, bogato gestykulując.
I wzięłam Robercika, żeby mnie troszkę stonował - kontynuowała. I jak zaczęłam przymierzać, to widziałam ten wzrok pod tytułem: "Wyglądasz jak beza". Zaczęłam więc zdejmować z siebie te warstwy i tak miałam pięć takich sukien, które ewentualnie mogłabym założyć, żeby nie być chodzącym kryształem, i to było wszystko.
Janowscy przybliżyli Izie także swoje zaręczyny, które odbyły się aż... trzykrotnie.
Za pierwszym razem był taki stres, że koleżka mi zasłabł i ciągnęłam go do szpitala - wyznała 47-latka.
Tak, miałem arytmię. No miewam arytmię, wiesz, silne były emocje... - tłumaczył się celebryta.
Drugi raz zatruliśmy się razem. Drugi raz się chłopak zatruł. Zatruł się i po prostu pierścionek w kieszeń i Wołoska - kontynuowała wątek oświadczyn, ujawniając, że na trzecie podejście, które w końcu zakończyło się sukcesem, Janowski wybrał szczególną dla nich datę:
Trzecie z zaręczyny odbyły się pierwszego stycznia, w Nowy Rok, znaczy o dwunastej w Sylwestra, może tak, czyli w rocznicę, bo ten pierwszy plik komputerowy też był pierwszego stycznia.
Wiedzieliście, że z Janowskiej taka miłośniczka efektownych ubrań?