W swojej "karierze" niepokorny syn Zenona Martyniuka, Daniel, zdążył już wielokrotnie udowodnić, że uważa się za znacznie lepszego od całej reszty "zwykłych śmiertelników". Wysokie mniemanie o sobie i poczucie bezkarności już nie raz wpędziło go w kłopoty: krótko po spędzeniu miesiąca w areszcie 30-latek został skazany na prace społeczne za posiadanie narkotyków, cudem unikając kary w wysokości 100 tysięcy złotych.
Niestety, mimo kolejnych interwencji zatroskanych rodziców, zuchwały patocelebryta ani myśli "wyjść na ludzi". Martyniuk junior na własne życzenie co rusz wplątuje się w kolejne skandale, tym samym nadszarpując wizerunek już nie tylko swój, ale również całej swojej rodziny. Ostatnio Zenon chwalił się, że odbył z Danielem "męską rozmowę", po której ten obiecał, że już będzie grzeczny, niestety wszystko wskazuje na to, że na obietnicach się skończyło.
W środę młodemu Martyniukowi zamarzyło się po raz kolejny wywołać sensację na skalę krajową, tym za sprawą krytyki Kamila Bednarka, przez którego - zdaniem Martyniuka - "Bob Marley przewraca się w grobie". Co ciekawe, Bednarek nie dał się wyprowadzić z równowagi i za pośrednictwem swojego menadżera życzył Martyniukowi "dużo zdrówka".
Serwis Plejada postanowił skontaktować się z niesfornym synalkiem znanego muzyka disco-polo, aby zapytać go o powód, dla którego ten "pozdrowił" muzyka środkowymi palcami w relacjach na Instagramie, mówiąc przy tym, że "dla niego Bednarek jest nikim". W rozmowie z portalem Martyniuk postanowił obstawać przy swoim, podkreślając, że ma wszelkie prawo do oceny Kamila, który jako artysta jest osobą publiczną.
Uważam jego muzykę za mierną - podkreślił Daniel. - Każdy artysta chyba, skoro coś nagrywa, to się liczy z tym, że się go ocenia.
Myślicie, że Bednarek powinien mu odpowiedzieć?