Kiedy za kilka lat wrócimy wspomnieniami do 68. Konkursu Piosenki Eurowizji, prawdopodobnie w pierwszej kolejności pomyślimy o olbrzymim skandalu, który może doprowadzić do całkowitej rezygnacji z udziału Holandii. Wczorajszy finał nie mógł zostać uznany za kompletny z powodu nagłej dyskwalifikacji jej reprezentanta, Joosta Kleina. Europejska Unia Nadawców argumentowała szokującą decyzję "naruszeniem zasad konkursu" z powodu zdecydowanego ruchu 27-latka w kierunku operatorki kamery. Wbrew wcześniejszym doniesieniom na miejscu nie doszło do żadnych rękoczynów.
Delegacja Holandii wciąż czeka na obszerne wyjaśnienia ze strony EBU. Tymczasem jej członek, a zarazem producent wykonawczy Eurowizji Martin Österdahl, musiał skonfrontować się z gniewem entuzjastów konkursu. Widzowie przy każdej możliwej okazji dawali do zrozumienia, jak bardzo dotknęły ich sobotnie wydarzenia.
Szef Eurowizji skompromitowany na oczach publiczności
Jednym z nieodłącznych elementów finałowego koncertu jest uroczyste poinformowanie o zakończeniu głosowania. Kiedy prowadzące poprosiły o to głównego producenta Eurowizji, w Malmö Arena rozległ się głośny dźwięk gwizdów i buczeń. Niezrażony wrogą reakcją publiczności Österdahl robił dobrą minę do złej gry, udając niewzruszonego zaistniałą sytuacją.
Z identycznym zachowaniem mężczyzna zmierzył się w trakcie przekazywania wyników głosowania jurorów z Holandii. Przypomnijmy, że pierwotnie wybrana do tego zadania youtuberka Nikkie de Jager po rozmowach z nadawcą zrezygnowała z zaszczytnej funkcji. Osoba reprezentująca Szwajcarię nie wyraziła radości z otrzymanych 12 punktów.