Od kilku dni trwa medialna burza wokół programu "Pytanie na Śniadanie". Z pozoru niewinna śniadaniówka mająca dostarczyć widzom pozytywnych emocji na cały dzień, stała się areną sporu między jej szefową, Kingą Dobrzyńską a dawnymi prowadzącymi, którzy nieprzychylnie oceniają działania i niewyparzony język kobiety. Managerka dała się ponieść emocjom w gorącej dyskusji na Facebooku, określając dwoje byłych gospodarzy mianem "durnej tancerki i nadętego chłopczyka". Nie trzeba było specjalnie wytężać szarych komórek, by wpaść na to, kogo dokładnie miała na myśli.
Poza prezenterami swoje trzy grosze postanowił wtrącić regularnie zapraszany do studia Marcin Janusek, specjalista medycyny estetycznej. Mężczyzna bez ogródek przyznał, jak protekcjonalnie został potraktowany przez Dobrzyńską. Ta z kolei zupełnie inaczej zapamiętała przytoczoną dziś sytuację, o czym wspomniała w rozmowie z serwisem Plotek.
Szefowa "Pytania na Śniadanie" twierdzi, że nie obraziła gościa programu
Kinga Dobrzyńska dotychczas nie odnosiła się do słów krytyki, jakie wymierzyło w jej stronę wielu byłych dziennikarzy TVP. Wyraźnie dotknął ją jednak obszerny post zamieszczony przez kosmetycznego eksperta, który ujawnił szokujące kulisy swojej wizyty w "Pytaniu na Śniadanie".
Szefowa porannego pasma telewizyjnej Dwójki przyznała, że faktycznie miała wątpliwości co do wykonywanego na żywo zabiegu. Jednocześnie zaprzeczyłą, jakoby miała dopuścić się zniewagi zaproszonego gościa i podważenia jego kompetencji.
W trosce o osoby pracujące w "Pytaniu na Śniadanie" chciałam zapytać operatora lasera, dlaczego nie są stosowane podstawowe zasady ochrony wzroku. Pan pielęgniarz najwyraźniej szuka atencji. Ani moja siostra, ani ja nie użyłyśmy obraźliwych słów, ani nie podnosiłyśmy głosu. Jest to pomówienie, wynikające z chęci zaistnienia w mediach. Nie będę dalej tego komentować - oświadczyła.