W wywiadzie z 2005 roku belgijska artystka Delphine Boël oznajmiła światu, że jest nieślubną córką ówczesnego króla - Alberta II. Według Boël, jej matka, baronowa Sybille de Selys Longchamps, miała mieć "długotrwały romans" z królem w latach 60. Zakończył się on ze względu na objęcie przez Alberta tronu po zmarłym bracie.
Monarcha odparł wszystkie zarzuty, Boël rozpoczęła więc sądową batalię mającą "uchronić jej dzieci przez niesieniem tego ciężaru". Niestety, do 2013 roku Albert II jako król Belgii stał ponad prawem i nie mógł zostać aresztowany ani skazany. Dopiero po jego abdykacji sąd nakazał mu wykonanie testów DNA.
Królowi udawało się wymigiwać od ich wykonania aż do zeszłego roku. Od wyznania prawdy wolał płacić karę 5 tys. euro za każdy dzień zwłoki... Dopiero w tym tygodniu wyniki testu ujrzały światło dzienne.
W oświadczeniu opublikowanym przez prawników króla można przeczytać, że "badania wskazują na to, że jest biologicznym ojcem Delphine Boël, więc akceptuje ją jako swoje czwarte dziecko". Oznacza to, że dołączyła ona do grona sukcesorów tronu Belgii - króla Filipa, księżnej Astrid i księcia Wawrzyńca.
Myślicie, że oficjalne stanowisko króla wynagrodzi Delphine lata walki sądowej i odrzucenia ze strony ojca?