Fenomen Krzysztofa Stanowskiego to przykry dowód na to, że te wszystkie kocopały o byciu samcem alfa, "chłopskim rozumie" i pielęgnowaniu szowinistycznych tradycji zawsze znajdą swoją publiczność i to, niestety, dość pokaźną. Nie dziwi zatem sukces i oglądalność "Kanału Zero", choć jego twórcy chyba nie do końca łapią ironię, z jaką wiąże się ta nazwa. Aby uderzyć w ego samozwańczego króla internetu, nie trzeba wiele - wystarczy być inteligentną kobietą z sukcesami, która zjada takich chojraków na śniadanie, a podwaliny tej kruchej męskości obracają się w proch w mgnieniu oka. Stanowski w końcu trafił na kogoś, kto nie da się zapędzić w kozi róg i kogo status, możliwości i przede wszystkim doświadczenie, nie pozwolą mu odpuścić. W przewidywaniach na 2024 nie widzieliśmy Kingi Rusin próbującej obalić "Zero", ale to rozgrywka, od której ciężko oderwać wzrok.
Rusin można lubić lub nie, ale jednego nie można jej zabrać - swoich przeciwników rozbraja z mistrzowską precyzją, a celne strzały ozdabia bolesnymi złośliwościami. Nic więc dziwnego, że gdy skrytykowała przeprowadzane przez Stanowskiego wywiady z aparatczykami PiS-u, które równie dobrze mogłyby być zaaranżowanymi spotami politycznymi, w międzyczasie jeszcze zwracając uwagę na jego niepokojące powiązania ze wspomnianą partią, to coś w nim pękło. Co robi facet, który nie jest w stanie się obronić? Ucieka w popłochu do starej sprawdzonej sztuczki pt. "Ta rozhisteryzowana baba ma pie*dolca", licząc pewnie, że atakowana kobieta faktycznie zacznie się zachowywać w irracjonalny sposób, potwierdzając tylko jego tezę. Ale nie z Kingą takie numery, bo nie mamy do czynienia z amatorką.
Zamiast histerii, Rusin zafundowała Stanowskiemu krótką lekcję dziennikarstwa i wypunktowała go jak małe dziecko, domagając się wyjaśnień i odpowiedzi na postawione mu pytania dotyczące koneksji z PiS-em i spółkami Skarbu Państwa. A tych zapewne się nie doczekamy, bo musiałby zderzyć się z faktami, które niekoniecznie są wygodne. Kingę można próbować łatwo dyskredytować jej lifestylem i celebryckimi wpadkami, ale jeśli odrzemy ją z tej show-biznesowej aury, mamy do czynienia z wprawioną, piekielnie doświadczoną i oczytaną dziennikarką, do której Stanowski i jemu podobni po prostu nie mają podjazdu i doskonale o tym wiedzą. Pozostaje im tylko szowinistyczny skowyt.
Wiele osób może patrzeć na te igrzyska jak na tanią rozrywkę i typowy celebrycki skandal, ale mamy tu do czynienia z większym i dużo poważniejszym problemem. Na naszych oczach rośnie w siłę kolejny chłopek-roztropek, który pod płaszczykiem eksperymentu i zwykłej ciekawości deklaruje chęć wystartowania w wyborach prezydenckich. Jeśli to jego jedyna motywacja, to będzie po prostu pożytecznym idiotą, któremu zresztą już zdążyły się zatrząść kolana, gdy miał zadać "trudne" pytanie obecnemu prezydentowi. Niestety, tego typu kandydatury nigdy nie funkcjonują w próżni, a podobne pomysły nie biorą się znikąd - komuś się to prostu opłaci.
Rację ma Rusin, która głośno mówi o podejrzanych konotacjach Stanowskiego z Prawem i Sprawiedliwością i wypada mieć nadzieję, że nie odpuści i absolutnie nie da się zakrzyczeć. Wygrana Donalda Trumpa sprzed 8 lat dała wszystkim chłoptasiom, którzy dorobili się pieniędzy i rozpoznawalności na byciu tanim populistą, nadzieję, że i oni mogą obejmować wysokie urzędy. Jeśli mielibyśmy wskazać amerykański trend, którego nie chcemy nad Wisłą, niech będzie to ten właśnie. Hasztag "Stanowski2025" to słaby żart i takim powinien pozostać.
A skoro przy żartach jesteśmy, to bardzo chcielibyśmy w tych kategoriach rozpatrywać wspólny wywiad, które udzielili Klaudia Halejcio i Oskar Wojciechowski. Oczywiście, pierwszym pytaniem powinno być po co ktoś w ogóle na taki wywiad ich zaprosił, ale a) zrobił to Żurnalista b) odsłuchanie rozmowy rozwiewa wszelkie wątpliwości. Słuchanie głupot wygadywanych przez majętnych celebrytów po prostu się klika i działają tu najniższe instynkty - kiedy słuchasz osób, które rozprawiają o "tkwieniu w syndromie ofiary", "wizualizacji i programowaniu sukcesu" i "Amerykanach, którzy się uśmiechają", to już wiesz, że na niechęci do nich zbijesz tysiące odsłon.
Jak widać, wielkie pieniądze nie potrafią nauczyć tego, że fortuna i sukces lubią ciszę, a desperackie łaknienie o atencję może przynieść tylko wizerunkowe szkody. Wypowiedź Wojciechowskiego o tym, że jego pracownika zabolał fakt, iż ten jeździ na drogie wakacje, bo "ma wewnętrzną niespójność" to mem sam w sobie, ale nie ma się czego bać - zdarzenie zmusiło go do autorefleksji. Jakiej? Że nie może tych wakacji za często pokazywać. Bycie rekinem biznesu na tych niespokojnych wodach musi być naprawdę trudne, szczególnie jeśli pierwszy biznes zakładasz w wieku 13 lat. I to wszystko brzmi imponująco na papierze, a potem robisz wywiad u Żurnalisty i fundujesz 2 godziny absolutnej mielizny. Żeby nie było - też poczułem się zainspirowany do robienia biznesu po tej rozmowie. Na pierwszy rzut proponuję milczenie w formie NFT.
A tydzień kończymy zapowiedzią Telewizji Publicznej - lada moment poznamy osobę, która będzie reprezentować Polskę na tegorocznej Eurowizji i można być pewnym, że wybuchnie wokół tego bardzo gorąca dyskusja. Szczęśliwy wybranek (lub wybranka) wyłoniony głosami "ekspertów" ponoć już o wszystkim wie, tymczasem my nadal tkwimy w niepewności. Fani Eurowizji w wewnętrznych głosowaniach raczej jednomyślnie wskazali Justynę Steczkowską, inni sugerują, że żyjąca w dobrych stosunkach z TVP Natasza Urbańska ma równie duże szanse, a młodsza publiczność zdecydowanie wolałaby zobaczyć w Sztokholmie Marcina Maciejczaka czy Lunę.
Kto by to nie był, wybór na pewno wzbudzi kontrowersje i tego chyba już nie unikniemy. Przez lata próbowano wszystkiego - eksperckiego jury, głosów publiczności, łączenia jednego z drugim - efekty były zazwyczaj mizerne lub poniżej oczekiwań, za wyjątkiem kilku miłych niespodzianek pokroju sukcesu Michała Szpaka. W pewnym sensie Eurowizja zawsze nas jednoczy: w złości, frustracji i rozczarowaniu. Już nie możemy się doczekać!
ZOBACZ: TYLKO NA PUDELKU: Polski reprezentant na Eurowizję 2024 WYBRANY! Znamy termin ogłoszenia wyników