Życiorys Violetty Villas to niewątpliwie jeden z najbardziej przygnębiających rozdziałów w historii polskiego show biznesu. Na drodze artystki mającej wszelkie predyspozycje, aby zawojować świat, stanął okrutny system, który skutecznie zablokował możliwość dalszego rozwoju jej kariery. Pod koniec życia estradowa diwa była natomiast skazana na łaskę swojej opiekunki - Elżbiety B., która dopiero niedawno została osadzona w więzieniu za znęcanie się nad swoją podopieczną.
Teraz, niemal dekadę po śmierci Violetty Villas, przed mediami postanowił otworzyć się jej szwagier - Jan Mulawa. Mężczyzna stwierdził w rozmowie z Faktem, że to właśnie przebywająca za kratami opiekunka była odpowiedzialna fatalne relacje gwiazdy z najbliższymi.
Ta wiedźma zakazała jej kontaktować się z rodziną, odsunęła nas od niej na zawsze - wyznaje z nieukrywanym bólem 87-latek. -Nie dopuszczała do nas szwagierki. Mówiła, że śpi, albo że mamy przyjść innym razem. Manipulowała, wyzywała, zmyślała.
Zdaniem mężczyzny Elżbietę B. można także obarczać winą za fakt, że Villas nie pojawiła się na pogrzebie swojej własnej siostry. Artystka musiała ponoć wymknąć się z własnego domu i złożyć znicz na grobie pod osłoną nocy.
Mulawa zaznaczył przy okazji, że jako osoba, która znała Villas jeszcze zanim przybrała swój sceniczny przydomek, może potwierdzić, że wielka sława w ogóle jej nie zmieniła. Świadectwem tego miałby być jej powrót po latach do rodzinnego Lewina Kłodzkiego.