Szymon Hołownia w ostatnich tygodniach nieoczekiwanie znalazł się w centrum medialnego zainteresowania. Powodem były narastające plotki o tym, że dziennikarz miałby ogłosić swoją kandydaturę na stanowisko Prezydenta RP. Medialne spekulacje ostatecznie potwierdziły się, a sam zainteresowany nie ukrywa, że ma nadzieję na poważnie zawalczyć o najwyższe stanowisko w kraju.
Od czasu ogłoszenia startu w nadchodzących wyborach Szymon Hołownia coraz częściej zabiera głos w bieżących sprawach politycznych. Pod koniec zeszłego roku głośno było o jego stanowisku w sprawie prawa aborcyjnego. Podczas gdy wiele lat temu dziennikarz był zdecydowanym zwolennikiem zakazu przerywania ciąży, dziś patrzy jednak na tę kwestię nieco inaczej.
Przypomnijmy: Szymon Hołownia zmienił zdanie w sprawie zaostrzenia prawa aborcyjnego? "To wywoła wojnę światopoglądową w Polsce"
Te i inne kwestie sprawiły, że Szymon Hołownia w ostatnim czasie coraz mniej kojarzy się ze środowiskiem kościelnym, którego przez lata bronił. Teraz dziennikarz postanowił podzielić się ze światem kolejną anegdotą, która wzbudziła spore kontrowersje. Okazuje się bowiem, że jeden z kapłanów... odmówił udzielenia mu komunii świętej.
"Wieczorna Msza w kościele karmelitów bosych na warszawskim Solcu, przychodzę tu często. Gdy w kolejce innych wiernych podchodzę do komunii, celebrans odwraca się do mnie bokiem i udziela komunii innym. (...) Pytam: "Dlaczego?". Ksiądz, nadal odwrócony do innych, odpowiada: "Nie. Sumienie mi nie pozwala. Za poglądy, które pan głosi". Odpowiadam mu: "Ale które? I przecież nie wie ksiądz nic o moim sumieniu, motywacjach, nie rozmawiał ksiądz ze mną, nie zna mnie ksiądz, nie jest moim spowiednikiem". Na ten dialog patrzy cały kościół. Nie odpuszczam, stoję. Minutę, dwie, trzy. Ksiądz (a w zasadzie ojciec, bo karmelita) grozi mi publicznie palcem, po czym wzdycha i udziela komunii kręcąc głową, po czym znów grozi mi palcem jak dwuletniemu dziecku" - wspomina dziennikarz.
Hołownia nie ukrywa, że ten rodzaj publicznego osądu sumienia okazał się dla niego wyjątkowo trudny do przełknięcia. Nie ma jednak wątpliwości, że koniec końców stały za nim dobre intencje.
"Żeby była jasność: grube emocje opadły mi pięć minut później. Nie mam wątpliwości, że ów kapłan w duchu miał dobre intencje. Chciał pewnie bronić Kościoła, Jezusa, bliskich sobie wartości. Pytanie tylko, czy na pewno powinien ich bronić przede mną. Pytanie, czy powinien to robić bez rozmowy z tym, którego publicznie ze wspólnoty wyklucza. Tę świątynię - w trosce o komfort pracujących tam duchownych i swój - omijał będę szerokim łukiem, znam inne, w których preferuje się otwarte ramiona nie grożące palce" - skwitował.
Na końcu swojego wpisu Szymon przyznał też, że skontaktował się z nim później rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej i obiecał wyjaśnienie sprawy.
"Po lekturze tego posta zadzwonił do mnie przed chwilą z przeprosinami rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej (ma mój telefon, bo na dziennikarskiej stopie znamy się od lat). Zapowiedział, że sprawa zostanie formalnie wyjaśniona, a ów zakonnik złamał kościelne przepisy. (...) Przeprosiny przyjąłem, żadnych formalnych skarg składał rzecz jasna nie będę"
Też jesteście zaskoczeni?