Szymon Hołownia ogłosił niedawno, że będzie ubiegać się o fotel prezydencki. Od tego czasu rozpoczęła się intensywna kampania, w której showman chce zaprezentować się jako "prezydent wszystkich Polaków", który załagodzi polityczne spory. Publicysta ma bowiem, pomimo swojej wiary, tolerancyjne poglądy i nie boi się wytykać Kościołowi popełnianych błędów.
Hołownia, poza byciem dziennikarzem i publicystą, od wielu lat jest też zaangażowany społecznie. Założył fundację wspierającą domy dziecka w Zambii, zorganizował zbiórkę na telefon zaufania dla młodzieży, chodzi na protesty w obronie środowiska i polskiej praworządności.
Swoim opublikowanym wczoraj spotem wyborczym wywołał jednak niemałą aferę. Niektórzy doszukali się w nim bowiem nawiązania do... katastrofy smoleńskiej. Spekulacje wywołał jeden krótki moment w wideo.
"Będziemy walczyć o każde drzewo, nie tylko o jedno" - słychać głos Hołowni, podczas gdy na ekranie widzimy ujęcie lasu, później drzewa (rzekomo brzozy), a na koniec papierowego samolotu.
Na krytykę ze strony przeciwników politycznych nie trzeba było długo czekać.
"Czy "bydlak" to odpowiednie słowo?" - ostro skomentował polityk PiS, udostępniając wideo Hołowni na Twitterze.
Do sprawy postanowił odnieść się też sam zainteresowany. Na swoim oficjalnym koncie napisał, że doszukiwanie się złych intencji w jego spocie jest złośliwością.
"Nie przyszłoby mi do głowy, by sprawdzać gatunki drzew w moim spocie. Niektórym przyszło. To nie ja kpię z katastrofy smoleńskiej, która była dla mnie wielkim osobistym wstrząsem. To oni z niej kpią. Zawsze będę miał w sercu pamięć ofiar, wśród których było wielu moich znajomych" - skomentował gorzko.
Myślicie, że Hołownia rzeczywiście nie zauważył analogii, czy może to oczko puszczone w stronę wyborców?