Odkąd w sierpniu 2020 roku Jan Lubomirski-Lanckoroński i Helena Mańkowska stanęli na ślubnym kobiercu, książę i hrabianka robią wszystko, by w zbiorowej wyobraźni uchodzić za "polskich royalsów". Pochodzący z arystokratycznych rodzin małżonkowie ochoczo epatują w mediach "książęcym" życiem, a ich codzienność wypełniona jest przejażdżkami konnymi po lesie, zabawą na "salonach", a także spotkaniami z innymi przedstawicielami największych europejskich rodów.
Jak na szlachecki ród przystało, Jan i Helena spędzają święta Bożego Narodzenia "na bogato", o czym zresztą skwapliwie rozprawiają w różnej maści wywiadach. Swoimi przechwałkami dziedzic fortuny ściągnął na siebie w zeszłym roku gniew Pauliny Młynarskiej, która uderzyła w arystokratę, zastanawiając się głośno, "co trzeba mieć w głowie, żeby z samozadowoleniem ogłaszać światu, że się zjada uprzednio torturowane zwierzęta".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Także w tym roku Lubomirski-Lanckoroński nie przepuścił okazji, żeby poszczycić się pełnym przepychu wystrojem ich zamku w Nowym Wiśniczu, który już został przygotowany na zbliżające się wielkimi krokami Boże Narodzenie. Rezydencję Lubomirskich ociepla klasyczny wbudowany kominek, a w rogu ogromnego salonu stoi sięgająca niemal sufitu choinka. Książę wykorzystał też sposobność, żeby uchylić rąbka tajemnicy i podzielić się ze "zwykłymi śmiertelnikami" na łamach "Faktu" swoimi świątecznymi zwyczajami. W rozmowie z dziennikiem 44-latek zapewnił, że stara się z małżonką kultywować wiele dawnych tradycji.
Wigilia to przede wszystkim okazja do rodzinnego spotkania - stwierdził. Zawsze zapraszamy dużo gości – bliskich i dalszych krewnych, ale też takie osoby, które krewnych nie mają. I to jest dla nas bardzo ważne. Są to zwykle nasi przyjaciele, od lat związani ze mną albo z moimi rodzicami. Święta najczęściej organizujemy w zamku w Lubniewicach albo w Krakowie u moich rodziców. Tam też mamy spore przestrzenie, bo rodzice mieszkają w XIX-wiecznym założeniu pałacowym, znajdującym się tuż przy rynku. Możemy tam rozstawić stół na co najmniej dwadzieścia osób. I takie Wigilie najbardziej lubię.
Jest tłok, rozgardiasz, każdy opowiada jakieś historie, ogląda się stare albumy z czarno-białymi zdjęciami - ciągnął książę. Wzorem ciotki Doroty tuż przed Wigilią zamykamy drzwi do głównego salonu i otwieramy je dopiero wtedy, gdy choinka jest już ubrana, a pod nią piętrzą się prezenty. I niestety, tak jak moja austriacka ciotka, ulegamy presji i jemy dopiero po otworzeniu wszystkich paczek.
I tym razem książę pokusił się na wzmiankę o menu przewidzianym na okres świąt. Tym razem nie wymienił już blinów z kawiorem i foie gras, wspomniał za to o ukochanym indyku z kasztanami, który jest jego ulubionym świątecznym daniem.
Na naszym stole królują głównie polskie dania, czyli uszka z grzybami, uszka z mięsem – to też nam się zdarza - mówił. Barszcz. Kompot z suszonych owoców. Jemy też oczywiście ryby. Nie jestem wielkim fanem karpia, ale lubię go w wersji pieczonej. Karp w galarecie do mnie nie przemawia. Przepadam za to za pieczonym łososiem, którego pamiętam jeszcze z austriackich Wigilii mojej ciotki. No i oczywiście musi być zupa grzybowa. Obowiązkowo. Bez zupy grzybowej nie ma dla mnie świąt. Podajemy też krokiety – jako alternatywę do uszek. Zajadają się nimi moje córki. Żona, która ma ojca Polaka i matkę Francuzkę, przygotowuje indyka z kasztanami. Jest przepyszny! To jedno z moich ulubionych świątecznych dań.
Spory fragment wywiadu z tabloidem został poświęcony trunkom, które muszą pojawić się na wigilijnym stole u Lubomirskich. Okazuje się, że o ile arystokratyczna rodzina gustuje przede wszystkim w dobrym winie, idealnym uzupełnieniem wielu dań jest "tradycyjna" polska wódka.
No i jeszcze bateria szkła do odpowiednich trunków - zdradził. Gdybyśmy chcieli hołdować sztywnym zasadom savoir-vivre’u, to kieliszków do rozmaitych alkoholi i szklanek powinno być przynajmniej z pięć. A gdybym chciał się przypodobać mojej francuskiej teściowej, musiałbym jeszcze bardziej zróżnicować alkohole, a więc i kieliszki, stosownie do rodzaju potraw. Jednak u nas na ogół pojawia się białe i czerwone wino, które kupuję zwykle na aukcjach, na przykład Barolo, Brunello di Montalcino, Barbaresco czy jakieś lżejsze włoskie czerwone wina. Bardzo lubię też francuskie wina z rejonu Bordeaux. Oczywiście podczas świąt nie może zabraknąć wódki. To jest nasza polska tradycja, poza tym do niektórych dań ona po prostu najbardziej pasuje, na przykład do dań rybnych.
Chcielibyście spędzić święta w stylu Lubomirskich, czyli "na bogato"?