Życie finansowych elit zawsze budziło spore zainteresowanie. Zwykle okazuje się, że problemy "znanych i bogatych" są dokładnie takie same jak nasze. Różnią się może tylko skalą, co powoduje, że znacznie trudniej je potem rozwiązać. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a wielkie pieniądze rodzą wielkie komplikacje.
Monika Sobień-Górska, która opisała już codzienność polskich milionerów, teraz postanowiła pochylić się nad tym, o czym mało kto mówi: jak wyglądają ich rozstania. Publicystka, prywatnie żona Roberta Górskiego, porozmawiała z kilkoma byłymi partnerkami polskich bogaczy, a ich słowa zestawiła z prawnikami i mediatorami, którzy rozwodzą finansowe elity. Wnioski płynące z książki "Jak porzucić miliardera i przeżyć" są przerażająco smutne.
Jedną z bohaterek jest Agnieszka, która wyszła za mąż w wieku 20 lat. On był o 11 lat starszy, szybko dorobili się pieniędzy, które śmiało można nazwać fortuną. Małżeństwem byli przez 27 lat. Przez cały okres małżeństwa Agnieszka była ograniczana finansowo, bo to mąż kontrolował wydatki. Powtarzał, że ma skończoną jedynie maturę, urodziła ma dwójkę dzieci, więc nie powinna zaprzątać sobie głowy prowadzeniem biznesu czy zarabianiem jakichkolwiek pieniędzy, choćby małych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Często robiliśmy przyjęcia rodzinne. Ja to wszystko przygotowywałam z pomocą gosposi, lał się drogi szampan, na stole ostrygi, steki, kawior, a on brylował i wygłaszał peany o tym, jak to rodzina jest w życiu najważniejsza - opisuje rozmówczyni Sobień-Górskiej. Nie wspominał słowem, że ta rodzina, to przyjęcie, te zadbane dzieci to moja codzienna ciężka praca. Ja byłam dla niego nikim. Utrzymywanie tej pozy, tej obrzydliwej fasady, trzymanie tego uśmiechu dla innych było dla mnie strasznie smutne i męczące. Okropnie drenowało mnie z energii.
Agnieszka opisuje, że mąż był (i jest) alkoholikiem, ma kłopoty z seksem, które rozładowywał u prostytutek. Potrafił pokazywać jej zdjęcia swoich "dziewczyn", prosząc o komentarz na temat ich urody. Zdarzało się, że wymuszał na niej zbliżenia, upokarzał ją przy dzieciach. W końcu podjęła więc decyzję o rozwodzie. Mąż zareagował agresją.
Zabrał mi wszystkie karty kredytowe, płatnicze. To było niesamowite. Jego pierwszy odruch, jakby bezwarunkowy, to był skok na moją torebkę. Po prostu opróżnił mój portfel. (...) Dostał szału. Krzyczał, że jestem wariatką - wspomina Agnieszka.
Przepychanki z mężem-milionerem trwały pięć lat, w trakcie których bohaterkę książki spotkały szantaże, groźby, podsłuchy i śledzenie. Mąż wynajął detektywa, który śledził jej nowego partnera, a na spotkaniu z prawnikiem pokazał wydrukowaną korespondencję z mężczyzną, żeby udowodnić niewierność Agnieszki. Na chwilę wrócili do siebie, bo obiecał, że się zmieni. Podobno wytrwał w tym miesiąc, po czym znów zaczął być agresywny. Agnieszka zmieniła więc taktykę i powoli zaczęła gromadzić pieniądze.
- Mówiła pani, że potrzebuje na zakupy? - pyta Monika Sobień-Górska.
- Tak, a on tego nie kontrolował, jest na to za leniwy. On nie wie, co ile kosztuje w sklepie. Ludzie bardzo bogaci są najczęściej odklejeni od rzeczywistości.
Sprawa rozwodowa trwała pięć lat i skończyła się w 2021 roku, głównie dlatego, że Agnieszka poszła na ustępstwa. Niestety, upokarzające dla niej: mąż pozbawił ją wszystkiego, więc ona zatrudniła się jako... sprzątaczka. Miała wszystko, co chciała: markowe torebki i drogie sukienki, dzieci wykształcone za granicą, dom z basenem i ferrari.
Co mogłam, to sprzedałam, a dalej musiałam działać. Wybrałam wolność i za tę wolność musiałam zapłacić. A sprzątanie jest uczciwą pracą. Ja nie potrafię siedzieć i nic nie robić. Zatrudniłam się w firmie sprzątającej biura - opowiada Agnieszka i smutno konkluduje: (...) Zostałam tak wychowana, że było bardzo łatwo ze mnie zrobić osobę bezwzględnie posłuszną i oddaną, do tego jedyną odpowiedzialną za ognisko domowe. I myślę, że edukacja, uświadamianie kobiet, co mogą zrobić, jakie powinny mieć zaplecze dla siebie, jest najważniejsze. I my musimy pomyśleć, co ja mogę zrobić, żeby się poczuć silniejsza. (...) Bo proszę pani ja mam teraz większe poczucie bezpieczeństwa, mimo braku pewności, czy w przyszłym miesiącu będę miała na wszystkie rachunki, niż wtedy, gdy mieszkałam w willi z basenem i na podjeździe stało ferrari. Teraz czuję się bezpieczniejsza niż kiedyś. Bo wiem, że pójdę, sprzątnę i zarobię te parę złotych i nikt mnie już nie będzie upokarzał. Teraz ciężko pracuję, tak, to jest niewygodne, ale nie mam już z tyłu głowy tych przeklętych myśli: a co on powie, a co ja mam powiedzieć, żeby mnie nie opieprzył, nie poniżył, a czy potrzebne pieniądze dostanę.
Były mąż Agnieszki, dziś już po sześćdziesiątce, ma długi, w które wpadł, walcząc z nią w sądzie. Ma też trzydziestoletnią partnerkę, która nie zdaje sobie z nich sprawy.