Tamara Gonzalez Perea była swego czasu jedną z twarzy TVP. Po zwolnieniu z "Pytania na Śniadanie" niegdysiejsza blogerka poświęciła się w pełni nowej pasji, której próbkę zaprezentowała w jednym z odcinków "Sprawy dla reportera". Grała tam na szamańskim bębnie i reklamowała tajemniczy artefakt w postaci "kryształowej czaszki zapobiegającej powstawaniu nowotworów". Jej występ odbił się później w mediach szerokim echem i ściągnął na celebrytkę fale krytyki.
Tamara Gonzalez Perea odnalazła rodzinę zamordowanego ojca. "Trudna sprawa"
"Terapeutka ustawień systemowych i soul coach", bo tak tytułuje się na Instagramie Tamara, pojawiła się ostatnio w jednej ze śniadaniówek, tym razem było to jednak "Dzień Dobry TVN". Okazuje się, że emerytowana szafiarka zawiesiła swój cykl nazywany "ceremonią kakao i kąpieli w dźwiękach", dzięki któremu uczestnicy mogli wzmocnić połączenie ze swoim "wewnętrznym widzeniem" na rzecz podróży do rodzinnej Panamy. Tam, po 32 długich latach, zjednoczyła się ponownie z familią od strony ojca, którego jeszcze w okresie jej wczesnego dzieciństwa spotkał tragiczny los.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zajęło mi to 32 lata - nadawała Tamara z Panamy. Mój tata został zamordowany, gdy miałam dwa lata. Nie miałam żadnego kontaktu do rodziny, do babci. Mój wujek odnalazł mnie teraz na Facebooku i właśnie odebrałam obywatelstwo panamskie. Oficjalnie mogłam tę część życia panamskiego przyjąć do swojego serca.
W dalszej części wywiadu Mateusz Hładki dopytywał swoją rozmówczynię, co właściwie spotkało jej ojca. Samozwańcza szamanka wolała jednak nie udzielać konkretnej odpowiedzi.
To jest bardzo skomplikowana sprawa - stwierdziła. Bardzo długo tata miał status zaginionego i to jest bardzo trudna sprawa, bo to jest takie życie w zawieszeniu. Nie można się pożegnać, nie można przeżyć żałoby. Był wspaniałym człowiekiem. Wnosił dużo kolorytu, uwielbiał podróżować, znał pięć języków.
Tamara Gonzalez Perea tłumaczy się z "uzdrawiania" nowotworu niekonwencjonalnymi metodami
Dziennikarz nie przepuścił okazji, by poruszyć wątek szeroko komentowanej wizyty w "Sprawie dla reportera", kiedy to celebrytka próbowała uleczyć zmagającą się z chorobą nowotworową panią Emilię przy pomocy gry na bębnach. Perea jest zdania, że cała sytuacja została mylnie zinterpretowana, a ona sama nie namawia wcale do rezygnacji z tradycyjnego leczenia w przypadku poważnych chorób.
Grałam dla tej sytuacji, dla tego momentu - mówiła. Absolutnie nie twierdzę, że jednorazowe zagranie na bębnie uzdrowi z poważnych problemów neurologicznych. Ja to zrobiłam ze swojego serca. Te metody mogą być dobrym wspomaganiem metody konwencjonalnej, mogą przynieść jakieś rozwiązania, jestem za tym, żeby czerpać ze wszystkich możliwości, zwłaszcza jeśli sytuacja jest tak poważna.
Robię w to, co wierzę i to, co kocham - ciągnęła. Nikogo nie uzdrawiam, ale daję narzędzia do tego, żeby pracowali sami ze sobą. Każdy może wybrać to, w co wierzy, co mu pasuje i o to przede wszystkim w tym chodzi. Jestem ostatnia, żeby komuś mówić w sytuacji zagrożenia życia "wybierz tylko tę drogę" czy "pracuj tylko ze mną, a na pewno doznasz uzdrowienia". Nikt, kto pracuje z osobami terapeutycznie, z dźwiękiem, z ciałem nie może dać takiej gwarancji. Nie mamy takiej mocy, to byłoby nadużycie.
Hładki odniósł się też opinii internautów twierdzących, że znajdujące się w ofercie Tamary gadżety można kupić w innych miejscach znacznie taniej.
Nie kupuję na chińskich portalach, więc nie wiem. Karty stworzyłam sama, zajęło mi to cztery lata. To, czym ja się zajmuję, w Polsce wciąż budzi wiele kontrowersji. Robię swoje. Zawsze będzie ktoś, komu to nie odpowiada - zapewniła.
Przekonują Was jej tłumaczenia?