Anna Lewandowska jest jedną z tych celebrytek, których misją jest motywowanie fanek do zmiany życia przy pomocy ukazywania kulisów swojej nadzwyczajnej rzeczywistości. Od momentu, gdy 32-latka powitała na świecie swoją drugą córkę, nie ma dnia, żeby Ania nie udostępniła w sieci kolejnego zdjęcia z nowo narodzoną pociechą, pod którym deklaruje, że opieka nad dziećmi to spełnienie jej życiowych aspiracji.
Ostatnio żona Roberta Lewandowskiego postanowiła pójść o krok dalej i pochwalić się efektami ćwiczeń oraz dobrej przemiany materii, pokazując internautom, jak wygląda jej brzuch 17 dni po drugim porodzie. Jak można było się domyślić, Lewa prezentuje się niemal perfekcyjnie.
Post najpopularniejszej polskiej trenerki fitness odbił się w sieci szerokim echem, wywołując u innych matek mieszane uczucia. Jedne podziwiały idolkę za samozaparcie i dyscyplinę, inne zaś zarzuciły jej, że niepotrzebnie chwali się świetną sylwetką, wpędzając inne kobiety w kompleksy.
Swoje trzy groszy w kontrowersyjnej kwestii postanowiła dorzucić Tatiana Okupnik, która sama jest matką dwójki dzieci (córka Matylda przyszła na świat w 2016 roku, z kolei syn Tymek - dwa lata później). Piosenkarka już kilkukrotnie wypowiadała się na temat porodu i jego powikłań, wyjątkowo obrazowo opisując swoje traumatyczne przeżycia w tym temacie. W obszernym poście po raz kolejny wróciła pamięcią do czasu, kiedy rodziła dziecko przez 33 godziny. W tym czasie pielęgniarki podały celebrytce zbyt dużo kroplówek, a wszystkie płyny zatrzymały się w nogach Okupnik. Przeogromna opuchlizna nie schodziła przez miesiąc.
W Internecie zawrzało, w komentarzach od was również - zaczęła swój wywód. Pytacie, czy widziałam już zdjęcie brzucha Ani Lewandowskiej i czy nie myślę, że takie zdjęcia wywołują kompleksy u innych kobiet albo mogą spowodować nawet ich depresję. Pierwszy raz odpowiem na coś takiego. Po pierwsze uważam, że to, co robi Ania jest cudowne, nie tylko motywuje dziewczyny, podkreśla rolę sportu i diety w naszym życiu i zgadzam się z nią w 100%. Po drugie pokazała nam swoją prawdę i miała do tego pełne prawo, pokazuje nam, że tak może być. Ale skoro mamy Dzień Mamy, to warto byłoby zacząć mówić głośno, że nie ma jednego modelu mamy, macierzyństwa, wszystkie jesteśmy różne i ja postanowiłem zamieścić moje zdjęcia, moją prawdę.
W dalszej części wpisu 41-latka przyznała, że przygotowywała się do porodu i kompletnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Zaznaczyła też, że nie chce porównywać swoich zdjęć z tymi Ani Lewandowskiej.
Odżywiałam się dobrze w ciąży, ćwiczyłam, oczywiście nie w takim zakresie jak Ania, bo ja jestem wokalistką, a nie sportsmenką, ale ćwiczyłam - oświadczyła. To, co czułam, że jestem w stanie zrobić, to robiłam. Podano mi za dużo kroplówek, poród był okrutny. (...) Dojście do formy, by zacząć się myć, zajęło mi to około miesiąca. Te zdjęcia to wersja lajtowa. Moi bliscy pousuwali inne zdjęcia, bo uznali je za obrzydliwe. (...) Nie chcę współczucia. Nie chce porównywać moich zdjęć ze zdjęciem Ani. Ale każda historia jest inna i czasem nie mam wpływu na to, co się z nami dzieje po porodzie.
Wokalistka stwierdziła, że "poporodowe" zdjęcia Lewej faktycznie mogą wprowadzić przyszłe matki w błąd, sugerując, że szybki powrót do formy sprzed ciąży to norma.
Wiem, że jest masa dziewczyn, które nie dojdą do siebie tak szybko jak Ania. Wiem, że Ania się nie obrazi, jak powiem, że takie macierzyństwo w stylu glamour, że dziewczyna szybko dochodzi do siebie i wygląda jak milion dolarów, zdarza się rzadko. Większość kobiet będzie dochodziła do siebie dłużej. Nie chciałabym, żeby takie zdjęcia powodowały, że niektórzy będą przeświadczeni, że to jest norma. To nie jest norma, to są pojedyncze przypadki.
Pozdrawiam Anię, bo pomimo tego, co się pisze, nie ma mamy, która nie ma trosk. To nie jest tak, że Ania wygląda cudnie i nie ma swoich problemów. Na pewno je ma - dodała na koniec.
Myślicie, że Lewa odpowie?