Taylor Swift, która zorganizowała największą dotychczasową trasę koncertową w swojej karierze, zawitała w końcu również do Polski, gdzie w czwartek, 1 sierpnia, na PGE Narodowym dała pierwszy występ. Osobiście wyłożyłem niespełna 600 zł, żeby w tym uczestniczyć, choć nie uważam się za jej wielkiego fana. Co zatem mnie do tego skłoniło i czy nie żałuję?
ZOBACZ: Taylor Swift przemówiła PO POLSKU do swoich fanów. Po tych słowach PGE Narodowy OSZALAŁ (WIDEO)
Otóż "The Eras Tour" to przede wszystkim spektakularne show, podczas którego nie brak wymyślnych efektów specjalnych, dynamicznych choreografii, czy zjawiskowych strojów Taylor. Nie uznajcie mnie za ignoranta, znam wiele jej piosenek, ale to głównie otoczka tego wydarzenia bardziej do mnie przemawiała podczas zakupu biletu niż dorobek artystyczny Swift. Teraz pokornie muszę przyznać, że to zdecydowanie coś więcej.
Taylor Swift "pozamiatała", ale śmieci też nie brakowało
Już w drodze na PGE Narodowy można było poczuć wyjątkową atmosferę podekscytowanych fanów ubranych w cekiny, brokat i stylizacje rodem z Disneya, która niestety znika, gdy przy bramkach musisz przedzierać się między resztkami jedzenia i pustymi puszkami po napojach pozostawionymi przez kolejkujących. Czy w środku jest już lepiej? Nie do końca. Osoby, które wykupiły miejsca na płycie, muszą bawić się "w towarzystwie" rozlanych piw oraz plątających się jednorazowych kubków i pudełek...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
No dobra, ale co z samym koncertem? Ogólnie panująca tam atmosfera była rewelacyjna, sam miałem ciarki, gdy Taylor pojawiła się na scenie, a nieoczekiwanie wysoki, jak na mnie, poziom ekscytacji utrzymywał się przez następne trzy godziny show. Ku mojemu zaskoczeniu, tu naprawdę wszystko było dopięte na ostatni guzik, a gwiazda wieczoru tryskała energią niczym różowy króliczek z reklamy baterii. Każdy ruch, każda mina były idealnym dopełnieniem wykonywanych piosenek, które porwały tłumy wypełniające stadion po brzegi.
Fani Taylor Swift poszkodowani przez nagłośnienie na PGE Narodowym
Z pewnością nie było to też "odśpiewanie" tych samych piosenek co zawsze. Myślę, że zaangażowanie Taylor i jej interakcja z fanami przeszły najśmielsze oczekiwania nawet najbardziej zagorzałych Swiftiess. Poczynając od powitalnego "Cześć", wypowiedzianego w języku polskim, poprzez urocze "Miło was poznać", a także gromkie "Witajcie na The Eras Tour" - Swift pokazała, że nie jest to dla niej kolejny kraj do odhaczenia, a występ dla wiernych fanów. Nie wspominając już o kilkuminutowych owacjach, które do tego stopnia poruszyły wokalistkę, że z zaszklonymi oczami powiedziała "Kocham Was".
Niemniej, choć gwiazda wieczoru dała z siebie absolutnie 100 proc. to fani wynieśli z tego jakieś 85 proc. Powodem było oczywiście "legendarne" nagłośnienie warszawskiego stadionu, który, jak już powszechnie wiadomo, nie jest najlepszym miejscem na koncerty. Momentami głos Swift był średnio słyszalny w piosenkach, o jej wypowiedziach do publiczności już nie wspominając. Ale potraktowałbym to raczej jako niedogodność niż palący problem. Tak zwane "surprise songs", którymi tym razem były mashupy "Mirrorball" z "Clara Bow" oraz "Suburban Legends" z "New Year's Day", bez trudu dało się rozpoznać, na co też fani zareagowali z ogromnym entuzjazmem.
Czy warto iść na koncert Taylor Swift?
Z wypowiedzi prawdziwego swiftie wynika, że choć czwartkowy występ przypłacił on "spoconymi oczami" i zdartym gardłem, to kwestia nagłośnienia czy przyklejających się do podłogi butów nie sprawiła, że koncert bardzo stracił na wartości. Dodał, że ten wieczór i show będzie pamiętał do końca życia szczególnie po spektakularnym finale, jakim był utwór "Karma".
ZOBACZ TAKŻE: Taylor Swift nie potrafiła ukryć wzruszeniach po kilkuminutowych owacjach na PGE Narodowym. "KOCHAM WAS" (WIDEO)
Poryczałem się jak głupi, gdy tylko weszła na scenę. Oglądać to w social mediach, a zobaczyć i usłyszeć na żywo to zupełnie dwie inne kwestie. Atmosfera nie do opisania, a Taylor jak zwykle nie zawiodła. Te wstawki po polsku i to całe szaleństwo na scenie... Po prostu wow! Szkoda tylko, że nagłośnienia na PGE jak zwykle do du*y. No ale trudno, wspomnienia zostaną na zawsze, a buty można uprać... - skomentował dla Pudelka uczestnik koncertu.
A jakie były wasze odczucia?