Trzeba przyznać, że jak na osobę dbającą o wizerunek osoby niezwykle grzecznej i ułożonej, Taylor Swift ma na swoim koncie całkiem sporo medialnych wojen, których nie powstydziłby się pełnoetatowy skandalista. W ostatnich latach Amerykanka wdała się w kilka głośnych konfliktów, które zapewniły jej nie tylko rozgłos, ale też opinię "silnej laski, z którą nie można zadzierać" (a na taką się przynajmniej wzoruje).
Pod koniec stycznia w sieci ukazał się wyprodukowany przez Netfliksa biograficzny film Miss Americana, w którym gwiazda "rozlicza się z przeszłością", wyjawiając, że wielokrotnie miała paść ofiarą seksizmu. Wojująca feministka postanowiła pójść o krok dalej i nakręcić autorski teledysk do utworu The Man, w którym porusza temat dyskryminacji kobiet i powszechnie panującego patriarchatu, posługując się własnymi doświadczeniami w tej materii.
W klipie do utworu artystka ucharakteryzowana jest na "samca", który miał być inspirowany bohaterem z filmu Wilk z Wallstreet odgrywanym przez Leonardo DiCaprio.
"Wznieślibyśmy toast, byłabym jak Leo w Saint Tropez" - śpiewa Taylor, nawiązując do gwiazdora i jego słynnego lifestyle'u, czyli spędzania wakacji na jachtach w gronie o połowę młodszych od siebie modelek.
W dalszej części piosenki odnosi się do słynnego meczu Sereny Williams z Naomi Osaką, w którym znana tenisistka połamała rakietę po tym, jak sędzia uznał wygraną jej przeciwniczki. Swift zwróciła zwróciła uwagę na fakt, że Williams znalazła się w ogniu krytyki za swoją reakcję, a gdyby analogiczna sytuacja przydarzyłaby się mężczyźnie, nikt nie miałby mu za złe, że "puściły mu nerwy". Taylor nie omieszkała też nawiązać w teledysku do słynnego konfliktu z Kanye Westem, a także z producentem Scooterem Brownem, który - w mniemaniu wokalistki - "ukradł" jej prawa do większości piosenek.
Zobaczcie najnowszy teledysk Taylor Swift, mający być w założeniu "feministycznym manifestem". Udał się?