Nagranie Anny Lewandowskiej przebranej w kostium puszystej osoby okazało się być brzemienne w skutkach do tego stopnia, że reperkusje z nim związane ciągną się do dziś i nic nie wskazuje na to, by sprawa szybko ucichła. Wszystko za sprawą krytyki, jaką pod adresem trenerki skierowała aktywistka i publicystka, Maja Staśko.
W niedzielę wydawało się, że sprawa znajdzie pozytywny finał. W rozmowie z Onetem Staśko poinformowała, że na 7 września, czyli poniedziałek, została zaproszona na spotkanie z ekipą Lewandowskiej. Podbudowana publicystka zamieściła na swoim Instagramie kolejny obszerny wpis, w którym opisała swoje wrażenia z funkcjonowania fit - biznesu.
Kilka godzin później na Instagramie Staśko pojawił się nowy post. Tym razem aktywistka informuje o odwołaniu przez team trenerki poniedziałkowego spotkania:
Ech. Pracownica Anny Lewandowskiej odwołała nasze jutrzejsze spotkanie z obawy, że ,,zależy mi na rozgłosie i zwiększaniu swoich zasięgów, a nie na pozytywnych działaniach". Widocznie znów popełniłam błąd, bo pisałam, co myślę o przemyśle fitness i kosmetycznym w szerszym, systemowym rozumieniu. Pewnie powinnam była grzecznie milczeć. Znów - pisze Staśko.
Dla aktywistki oznacza to brak pewności co do zakończenia sporu z Lewandowską:
Więc wciąż nie wiem, czy czeka mnie batalia sądowa z Anną Lewandowską i czy nie stracę środków do życia. Nie wiem, kiedy się dowiem - pisze Staśko.
W dalszej części wpisu oponentka Lewej podkreśla, że zarzucanie jej chęci zdobycia rozgłosu nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości:
Od lat codziennie wspieram osoby po gwałtach, jeżdżę na rozprawy sądowe, pomagam potrzebującym. Wielokrotnie w ich trakcie słyszę, że ofiary chcą coś ugrać, gdy mówią o przemocy - zrobić karierę czy zemścić się. To samo słyszę ja, gdy nagłaśniam te sprawy. Jestem przyzwyczajona do tego zarzutu, średnio mnie rusza - pisze Staśko.
Naprawdę chciałabym żyć w świecie, w którym rozgłos zapewnia walka z przemocą czy mówienie o tym, że bogaci mają większe prawa - i że tak nie powinno być. Bo póki co rozgłos zapewnia raczej reklamowanie produktów. A walka z niesprawiedliwością zapewnia groźby pozwów i strach, że nie będę miała za co żyć. I akurat zarzut dbania o rozgłos i wizerunek ze strony osób reprezentujących celebrytkę to już jakiś wyższy poziom abstrakcji.
Ale ja nie mam zamiaru przestać mówić, gdy dzieje się coś nie ok. Zawsze o tym pisałam i nie będę z tego rezygnować, gdy chodzi o bogate osoby. Właśnie to jest pozytywne działanie! Bo stawką jest coś znacznie więcej niż kontrakt reklamowy czy zyskowna współpraca z celebrytką - kończy swój wpis Staśko.
Myślicie, że w końcu dojdą do porozumienia?