Afera z wynikami tegorocznej Eurowizji nie ma końca. Wszystko zaczęło się, gdy Europejska Unia Nadawców wydała oświadczenie, informując, że są podejrzenia, jakoby przedstawiciele sześciu krajów manipulowali wynikami głosowania. Jednym z krajów, które znalazły się na liście, jest Polska. Wywołało to ogromne poruszenie wśród widzów, jak i osób zasiadających w jury konkursu. Sami zainteresowani odpierają zarzuty i domagają się wyjaśnień ze strony EBU, która posądziła ich o oszustwo.
Chwilę po finale Eurowizji ujawniono szczegóły oddanych głosów przez poszczególne kraje, mimochodem zwracając uwagę na te, które potencjalnie manipulowały ostatecznymi wynikami. TVP natychmiast zaczęła bronić się przed oskarżeniami, twierdząc, że osoby zasiadające w jury głosowały zgodnie z własnymi odczuciami, bez zamiaru manipulacji.
Okazuje się, że przedstawiciele EBU zorganizowali spotkanie, w którym udział wzięła także delegacja TVP. Polska delegacja twierdzi, że na spotkaniu organizatorzy Eurowizji nie przedstawili wystarczających argumentów świadczących o jakiejkolwiek manipulacji. Mało tego, Telewizja Polska oczekuje wycofania kompromitujących zarzutów. Centrum Informacji TVP przesłało portalowi Plejada stosowne oświadczenie w tej sprawie.
Nie zgadzamy się opinią EBU na temat rzekomych nieprawidłowości w głosowaniu. Identyczny zarzut można próbować formułować w stosunku do innych grup państw, zarówno w tegorocznych, jak i w wielu wcześniejszych konkursach Eurowizji. Wobec tego TVP czeka na ostateczne wyjaśnienie nieporozumień, a w konsekwencji na wyciągnięcie przez EBU wniosków z błędów popełnionych przez organizatorów Eurowizji oraz wycofanie się z zarzutów - przekazała TVP w komunikacie.
Myślicie, że coś wskórają?