Od jakiegoś czasu wśród influencerów, także tych opisywanych na Pudelku, modne są różnej maści "rytuały oczyszczające", które jednak mają mało wspólnego z weekendem w SPA. Celebryci opowiadają zachwyceni, jak to słuchają gongów, wdychają kadzidełka lub - co gorsza - wstrzykują sobie różne substancje, by "zajrzeć w głąb siebie". Takie sesje zaczynają być traktowane trochę jak dobry sposób na spędzenie weekendu. W końcu wszyscy jesteśmy zestresowani i przebodźcowani, a skoro jad żaby pomaga "się zresetować", więc czemu nie spróbować...?
Tematem zajęły się dr Maria Banaszak i Agata Jankowska, które napisały wspólnie książkę "Hajland. Jak ćpają nasze dzieci". Jankowska jest publicystką publikującą m.in. w "Przekroju", "Wprost" czy "Forbes Woman", z kolei dr Banaszak zna się na uzależnieniach jak mało kto - jest certyfikowaną specjalistką psychoterapii uzależnień, pracuje także w Monarze. Kobiety dogłębnie przeanalizowały kwestie wszystkich uzależnień - od "nieszkodliwej" w opinii publicznej marihuany, przez lekomanię i heroinę. W książce "Hajland" pojawia się też wątek psychodelików i "rytuałów oczyszczających", które coraz częściej traktowane są jako ciekawa przerwa od szarej codzienności. Banaszak mówi między innymi o ayahuasce - psychodeliku tak wychwalanym także przez celebrytów.
(...) Od wielu osób słyszę, że po jej zażyciu nie tylko łączysz się z duchami przodków, lecz także przeżywasz własną śmierć. Pacjenci opowiadali, że dosłownie wrócili z otchłani, z czarnej czeluści, widzieli światło na końcu tunelu - wspomina terapeutka. Z jednej strony podobno to doświadczenie bywa oczyszczające, a z drugiej traumatyczne, bo w trakcie fazy nie wiedzieli, czy to się dzieje naprawdę, czy zaraz minie. No i potem zostajesz z tym trudnym wspomnieniem, z którym niełatwo sobie poradzić.
Dr Maria Banaszak opisuje historię "zdolnego DJ-a techno", który obejrzał film "The Las Shaman" w produkcji Leonardo DiCaprio i... poleciał do Amazonii przeżyć "leczniczy rytuał". Na miejscu okazało się, że jego "duchowy przewodnik" był alkoholikiem, który po prostu zostawił go w dżungli. DJ jakoś wrócił do Polski, ale był tak straumatyzowany, że skończył w szpitalu, bo nie pamiętał, dlaczego... ratownicy wyłowili go z Wisły. Terapeutka mówi jasno: "rytuały" stały się biznesem takim samym jak handel marihuaną czy kokainą.
Jeśli taki seans odbędzie się w odpowiednich warunkach, przy udziale doświadczonego terapeuty, to ma wielki potencjał leczniczy. Żywiłabym jednak ograniczone zaufanie do przypadkowych osób, które twierdzą, że są szamanami. Pamiętajmy, że to też jest biznes, a o dyletantów nietrudno - przestrzega. (...) Taka terapia powinna być poprzedzona szczegółowym wywiadem zdrowotnym i badaniami przesiewowymi, które wykluczyłyby przeciwwskazania. (...) Pacjent powinien być do tego dobrze przygotowany.
Tymczasem coraz popularniejsze są "oczyszczające weekendy", w ramach których uczestnicy dają się zamknąć w... salach gimnastycznych, by przeżyć "mistyczne doświadczenie". Czym to się kończy, chyba nie trzeba mówić w szczegółach.
Tymczasem na ogół sesja odbywa się albo w lasach w Ameryce Południowej, w grupie przypadkowych turystów, którzy szukają osobliwych wrażeń, albo, co chyba gorsze, właśnie w sali gimnastycznej, gdzie nawet nie wiadomo, czy podany wywar ma coś wspólnego z oryginałem, czy może jest po prostu trucizną. Wiemy, że w Łodzi, Warszawie i pewnie w każdym większym mieście są organizowane amatorskie sesje, którym niestety daleko do mistycyzmu i zrozumienia głębokich deficytów ludzkiej psychiki. Nie jestem pewna, czy warto ryzykować taką przygodę, aby zajrzeć w głąb siebie. Nawet jeśli się nam to uda, może przynieść skutki odwrotne do zamierzonych - mówi terapeutka.
Dr Banaszak mówi też o tym, że "reset" powinien być właściwie dopiero początkiem procesu, a nie jego celem. Gdy pacjent zostanie wprowadzony w tak głęboki i niebezpieczny stan, powinien zająć się nim profesjonalny terapeuta, a nie ktoś, kto z podawania psychodelików robi sobie biznes. Zaskoczeni?
Należy wyprostować, a potem zintegrować i poskładać na nowo nasze ego i ponownie zamknąć je w nas samych. Tymczasem urlop w Amazonii przemija albo kończy się weekend w Łodzi i co? Człowiek zostaje sam z doświadczeniem, którego być może wcale nie rozumie, a co gorsza, nie jest w stanie go unieść. Nie umie wykorzystać tej praktyki, nie wie, jakie wnioski wyciągnąć, i może się zdarzyć, że skończy się to traumą - mówi.
W książce "Hajland" wybrzmiewają też słowa, które powinien sobie wziąć do serca każdy influencer oraz jego fan potencjalnie zainteresowany taką "oczyszczającą terapią": influencer to nie terapeuta, który pomoże nam w życiowych problemach.
Czym innym jest ślepe podążanie za modami i dobrymi radami samozwańczych specjalistów od wszystkiego, a czym innym korzystanie z usług medycznych, jakimi są oddziaływania psychoterapeutyczne lub psychiatryczne. Nie mylmy coachingu i działań influencerów, którzy mówią nam, co mamy myśleć i jak żyć, z profesjonalną psychoterapią - konkluduje dr Maria Banaszak.
Jak myślicie, czy ktokolwiek z celebrytów zafascynowanych jadem żaby sięgnie po "Hajland"?