Nie milkną echa decyzji Komisji Europejskiej o możliwości sprzedawania popularnej tabletki "dzień po" bez recepty. Mimo, że jej wprowadzenie w życie zależy od każdego z krajów członkowskich, w Polsce jeszcze przed decyzją rządu zawrzało. Prawicowi publicyści wyrażają swoje oburzenie faktem, że powszechnie dostępne mają stać się tabletki w ich przekonaniu wczesnoporonne. Zażywanie pigułek porównują do aborcji.
Żona katolickiego publicysty Małgorzata Terlikowska niemal od razu zamieściła wpis na swoim blogu ostrzegający, że "pigułka rozpusty" przyczyni się do wymarcia Europy. Rozgłos, jaki udało jej się zdobyć, przełożył się na zaproszenie do programu Tak jest w TVN24. Doszło do bardzo emocjonalnego starcia między Terlikowską, a aktorką Renatą Dancewicz, opowiadającą się za wolnością decyzji każdego człowieka. Przekonywała, że tabletki jedynie osłabiają owulację i powinniśmy mieć do nich dostęp bez recepty.
Trzeba przyznać, że dyskusja przypominała starcie polityków, zwłaszcza ze strony Terlikowskiej, która przerywała wypowiedzi Dancewicz. Zdarzyło jej się również wyśmiać poglądy aktorki związane z dyskusyjnym rozstrzygnięciem momentu, od kiedy możemy mówić nie tylko o płodzie, a już o człowieku. Samą tabletkę nazwała "trutką dla dzieci".
Puszczają hamulce. We Francji i w Wielkiej Brytanii co trzecia osoba między 15, a 24 rokiem życia jest zarażona chorobami przenoszonymi drogą płciową. Pigułka zmienia się w trutkę dla dzieci. To bomba dla kobiety - tłumaczyła Terlikowska.
Nie mają działania wczesnoporonnego, tylko hamujące owulację, bądź ją opóźniające. W tych krajach, gdzie są dostępne znacząco spada liczba dokonywanych aborcji - przekonywała Dancewicz.
Z którą z nich się zgadzacie?
Źródło: TVN24/x-news