W poniedziałek do mediów przedostała się informacja o śmierci Krzysztofa Krawczyka. Muzyk zmarł w wieku 74 lat, zaledwie dwa dni po opuszczeniu szpitala. Cytowana za Onetem wdowa po artyście - Ewa Krawczyk, podkreśliła, że przyczyną zgonu nie było zarażenie koronawirusem, przez które Krzysztof był wcześniej hospitalizowany.
O tym, w czyje ręce ma trafić jego spuścizna, Krzysztof Krawczyk zadecydował dekadę temu. Gwiazdor często latał wówczas z żoną do Stanów Zjednoczonych. Dmuchając na zimne, małżeństwo zdecydowało się więc spotkać z notariuszem i spisać testament. Artyście bardzo zależało, aby odziedziczony majątek nie przyczynił się do powstania waśni w rodzinie, dlatego też starał się równo go rozdzielić.
Ustaliliśmy, że połowę majątku dostanie moja rodzina, czyli brat i syn, drugą połowę rodzina żony, czyli jej siostra i córki siostry. Wierzymy, że będziemy żyć długo i szczęśliwie, ale wszystko może się zdarzyć - mówił artysta w rozmowie z Super Expressem w 2011 roku.
Przypomnijmy: Andrzej Duda komentuje śmierć Krzysztofa Krawczyka: "MŁODZI NIE ZNAJĄ". Internauci oburzeni
Już wtedy tabloid informował, że dobytek Krawczyka był wyjątkowo imponujący. Podzielić między obie rodziny trzeba było między innymi położoną nieopodal Łodzi willę z basenem, kolekcję pamiątkowych płyt (złotych i platynowych) oraz zbierane przez długie lata oszczędności.
Przez kolejną dekadę majątek ten z pewnością zdążył się jeszcze powiększyć. Muzyk sam otwarcie przyznawał, że ukochana małżonka zdołała w porę ujarzmić jego utracjuszowskie zapędy, dzięki czemu mógł odłożyć na bok bardzo przyzwoitą sumę.